RetroStrefa - Grand Theft Auto 2
Najważniejszą innowację stanowiło natomiast wprowadzenie po trzy gangi na terenie każdej z dzielnic. Nasz złoczyńca mógł lawirować pomiędzy trzema bandami, wykonując dowolnie misje dla każdej z nich. Ostatecznie, zawsze kończyło się to rzezią i wybijaniem bossów tychże grup przestępczych, ale dawało to pewną swobodę w przechodzeniu produkcji (trzy mafie, to trzy ścieżki zakończenia danego epizodu). Co więcej, wykonując misje (i wybijając członków opozycyjnych bandytów), zdobywaliśmy sobie przychylność danej ekipy, która np. później wspomagała nas swoją siłą ognia (ewentualnie, jeśli nas nienawidziła, próbowała nas zastrzelić). Był to bardzo fajny motyw, dodający grze właśnie tego posmaku, którego trochę brakowało w pierwszej części serii.
Poza tym, gra posiadała szereg innych, trochę mniejszych nowości. Jak można się domyślić, wzbogacono arsenał broni, zresztą dość potężnie. Pojawiły się strzelby, mogliśmy strzelać dwoma pistoletami na raz, karabinem maszynowym z tłumikiem, mogliśmy rzucać koktajlami Mołotowa, czy nawet usmażyć oponentów pistoletem elektrycznym. Zmiany oczywiście „na plus”. Co ciekawe, gdy teraz trochę narozrabiamy, nie będziemy już ścigani tylko i wyłącznie przez policję: im więcej przestępstw popełnimy, kolejno do oddziałów „niebieskich” dołączą SWAT, FBI, czy w końcu – wojsko! Chyba właśnie starcia z Gwardią Narodową stanowiły jeden z moich ulubionych elementów produkcji i dostarczały naprawdę sporo zabawy – choć jak wiadomo, zginąć było dziecinnie prosto, np. za pośrednictwem czołgowego działa.
Rzecz jasna, nadal dało się ukraść całą masę różnych pojazdów i z wielką przyjemnością pośmigać nimi po terenach miasta. Pościgi nadal były dynamiczne, satysfakcjonujące i nie zatraciły tego, co uwielbialiśmy w jedynce. Fajnie też, że mogliśmy np. zakosić jakiś ambulans, by podszywając się pod lekarza jeździć po różnych wypadach i, nabijając kasę, ratować ludzkie życie (jakież to szlachetne…). Analogicznie miała się kwestia w przypadku kradzieży radiowozu czy wozu strażackiego. A, rzecz jasna, kasa przydawała się od zawsze, bo dzięki niej mogliśmy naprawiać i przemalowywać nasze samochody, czy też kupować nową broń. Ale oczywiście szybszą metodą na wzbogacenie się była pospolita pożoga i wykonywanie zadań właściwych dla rasowego przestępcy.
Należy też wspomnieć, że DMA, na potrzeby produkcji, nakręciło krótki film aktorski, traktujący o życiu przestępczym. Nie było to wprawdzie nic nadzwyczajnego, ale stanowiło dość fajne wzbogacenie tytułu. Również świetnie wypadł nagrany na potrzeby gry soundtrack – z kilkoma naprawdę klimatycznymi kawałkami, które do tej pory bez najmniejszego problemu potrafię zanucić.
Jak to wszystko przekładało się na frajdę płynącą z rozgrywki? Cóż, nie dało się ukryć, że z czasem, pewne misje robiły się ciut monotonne, a zabawa niekiedy stawała się nieco wtórna. Zarazem jednak nie jest tajemnicą, że pierwsze GTA też wolne od tych wad nie było, a i śmiem twierdzić – GTA 2 jest w tej kwestii nawet mniej powtarzalne. Jak dla mnie, magnesem w GTA 2 był jego osobliwy, niepowtarzalny i bardzo specyficzny klimat, mający w sobie także sporą dozę absurdu i humoru. Uwielbiałem te szaleńcze pościgi po mieście i eksterminowanie dziesiątek żyć ludzkich, w tym – a co tam! – zupełnie niewinnych mieszkańców. Może i gra nie była idealna, niemniej ja zawsze bawiłem się przy niej doskonale.
Jeśli więc czekacie z niecierpliwością na GTA 5 (a pewnie czekacie), w ramach zapychacza czasu polecam Wam przypomnieć sobie właśnie tę - drugą odsłonę serii. A przygoda może być tym fajniejsza, że jeśli w stare GTA nie graliście, być może będziecie zaintrygowani ewolucją, jakiej doczekała się ta ultra-popularna marka. Gwarantuję, że zabawa będzie przynajmniej przednia: GTA 2, mimo tego, że już w dniu premiery nie było tytułem idealnym, posiada niepowtarzalny klimat i potrafi naprawdę porządnie przykuć przed ekran komputera!
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler