Steam Trading Cards, czyli o co tutaj chodzi?
Jak wszyscy użytkownicy Steam wiedzą, albo prawie wszyscy, Valve wprowadziło wczoraj usługę Steam Trading Cards, głośno reklamując inicjatywę specjalnym banerem w swoim sklepie. Pewnie co niektórzy z Was zastanawiają się, o co tu w ogóle chodzi. Szczerze mówiąc, też nie mogłem tego przez dłuższy czas rozkminić, ale poranna kawa i trochę klikania wystarczyło do rozgryzienia problemu.
Tak więc, zbieramy karty. Kolekcjonujemy je za granie w gry, które obejmuje cała ta inicjatywa. Na początku, jak jeszcze startowała beta (czyli plus-minus miesiąc temu), tytułów było tylko 6. Teraz lista się trochę powiększyła, i jak podpowiada mi Steam, jest ich 41, a Valve naturalnie obiecuje, że liczba ta cały czas będzie rosnąć. Kto wie – może kiedyś każda gra powiązana zostanie ze Steam Trading Cards. W sumie to trochę skłamałem, bo nie trzeba grać. Wystarczy, że mamy odpalonego np. Counter-Strike: Global Offensive czy GRID-a 2 w tle, a już, po jakimś bliżej niekreślonym czasie, na nasze konto trafi pierwsza karta. Pierwszą dostałem po kilku minutach od rozpoczęcia pisania tego tekstu.
Kluczem do sukcesu jest zebranie całego setu. Tego nie udało mi się jeszcze zrobić, bowiem tylko połowa kart wpadnie w nasze łapska za granie lub udawanie, że to robimy. Drugą połówkę trzeba wymienić z innymi graczami, albo... kupić. Kartonikami możemy bowiem handlować, nabywając je za realną gotówkę w Steam Marketplace. Płacimy ileś tam eurocentów, a w przypadku cenniejszych kart nawet pełnych "ojro" i już możemy cieszyć się brakującym wirtualnym "kartonem". Sprzedawcy z kolei pojawia się banan na twarzy, bo dostał trochę kasy za nic, tak po prawdzie. Cieszy się też Gabe Newell – 15% z kwoty trafia na konto Valve. Pomysłowo, co nie?
Co bardziej przedsiębiorczy gracze mogą więc na Steam Trading Cards dorobić się nieco grosza, choć trzeba uczciwie przyznać, że ceny kart znacząco spadły od momentu, gdy trwała beta i kartony były po prostu rzadkie. Teraz jest ich sporo i kwoty nie są już tak zawrotne, ale nadal można uzbierać przyjemną sumkę i np. wydać ją podczas jakiejś promocji na Steam (tym bardziej, że niedługo powinna wystartować letnia wyprzedaż). Jest jednak małe ale – ze Steam Marketplace mogą korzystać tylko te osoby, które kupiły coś (np. grę) poprzez platformę przez ostatni rok, przy czym pierwsza z transakcji musiała zajść przynajmniej miesiąc temu.
Nic nie stoi jednak na przeszkodzie by pobawić się w kolekcjonowanie. Zdobyte sety wymienimy na różnego rodzaju bonusy. Dostaniem emotikonki do chatu, odznaki do profilu Steam czy tła, którymi można pochwalić się przed znajomymi, a nawet zbudujemy specjalną gablotę. Potrzeba do tego 10 poziomu konta, ale jak już ją skonstruujemy, to wystawimy w niej odznaki, osiągnięcia i tego typu bajery. Dla osób, które są mocno przywiązane do swojego konta, w sumie fajna sprawa. Wracając do wspomnianych odznak, możemy "levelować" je na wyższe poziomy – wystarczy zebrać komplet kart ponownie. Szczerz mówiąc nie doszedłem jeszcze do tego, co daje takie zdobywanie poziomów w tym przypadku, ale podobno jakieś dodatkowe bonusy. Ciekawostką są także kupony zniżkowe, na które można wymienić karty – o ile będą w miarę sensowne, to może zachęcą mnie do zabawy w całe to Trading Cards.
Valve miało najwyraźniej całkiem niezły pomysł. Inicjatywa cieszy się sporym zainteresowaniem, mimo że dopiero wystartowała. Ludzie od zawsze lubili kolekcjonować wszelakiego rodzaju pierdoły, tak więc Newell i spółka dali im taką możliwość. Przy okazji zarówno firma, jak i gracze, mogą dorobić się trochę grosza. To co. Od dzisiaj wszyscy zbieramy wirtualne karty?
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler