Resident Evil: Afterlife - recenzja filmu!
W mgnieniu oka przekonamy się, że diametralnie zmienił się styl w jakim wykonano najnowszego Resident Evil’a. Przede wszystkim, Afterlife zdaje się zawierać znacznie więcej różnorakich scen walk w stosunku do swoich poprzedników. Spodziewajcie się, że bohaterowie nie znajdą zbyt wiele czasu na pogaduchy, a będą wysoce zaabsorbowani eliminacją masy najróżniejszego rodzaju oponentów (głównie, rzecz jasna – zombiaków). Najważniejszy jest tu jednak sposób przedstawienia tych starć, nabierający zupełnie nowego kształtu względem wcześniejszych odsłon. Teraz wszelkie wojaże zostały znacznie bardziej podkreślone i wyeksponowane za sprawą licznych zwolnień tempa, dorysowania świszczących w powietrzu pocisków, zadbaniu o liczne, finezyjne akrobacje głównej bohaterki, itp.
Śmiało można stwierdzić, że twórcy wyraźnie zostali zainspirowani serią Matrix i duża ilość scen jest niemal żywcem wyjęta ze słynnego obrazu braci Wachowskich. Dodając do tego typu elementów trafne wstawki 3D, otrzymujemy bardzo fajne i spektakularne motywy. Muszę jednak wspomnieć, że zdarzą się tu momenty również mocno schrzanione i – odważnie powiem, że niektóre z nich wypadają… dość komicznie. Jednak bez obaw – to tylko drobne potknięcia nie mające większego wpływu na bardzo udany całokształt!
Ani jednego złego słowa nie mogę także powiedzieć o obsadzie aktorskiej. Mila Jovovich jak zwykle sprawdza się znakomicie w roli Alice, co nie jest żadnym zaskoczeniem mając na uwadze trzy poprzednie części filmu z jej udziałem. Pozostali aktorzy może nie należą do zagranicznej śmietanki, ale i oni zupełnie dobrze sprawdzają się w swoich rolach. Ali Larter (Heroes) wcielająca się w postać Claire Redfield jest przekonująca i charakterystyczna, a znany z serialu Prison Break Wentworth Miller, odgrywający rolę jej brata Chrisa, również sprawuje się jak najbardziej należycie. Zaskakująco dobrze wypada jednak Shawn Roberts – odtwórca głównego czarnego charakteru, Alberta Weskera. Jego rola wyjątkowo mi się podobała i w moim przekonaniu była jedną z ciekawszych kreacji w całej produkcji. I pod tym względem wszystko jest w zupełnym porządku.
Efekt końcowy śmiało mogę uznać za satysfakcjonujący. Afterlife zdecydowanie odbiega od tego co do tej pory prezentowała seria Resident Evil, ale wszyscy sympatycy kina nastawionego na dynamiczną i widowiskową akcję nie powinni być zawiedzeni. Film dobrze się ogląda i praktycznie nie ma tu miejsca na jakąkolwiek nudę. Wiadomo, że nie jest to znowu jakaś niewiadomo jak górnolotna produkcja, ale jeśli oczekujecie po prostu efektownej i wszechobecnej „rzeźni” okraszonej znośnym scenariuszem, to bez dwóch zdań będziecie zadowoleni.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler