Jak to się robi w Nintendo?


czort @ 22:41 24.02.2010
Piotrek "czort"

Gdy w 1889 roku Fusajiro Yamauchi zakładał malutką firemkę Nintendo Koppai, z zamiarem produkcji kart Hanafuda, nie miał pojęcia jakie będą tego następstwa. Gdybyśmy cofnęli się w czasie i powiedzieli mu, że za 120 lat miliony ludzi będą skakać i wymachiwać rękoma przed skrzynką z logiem jego firmy, Fusajiro wymownie popukałby się w czoło i - zgodnie z zasadą, że każdy Azjata zna karate- skopał nam cztery litery za robienie sobie żartów.

Gdy w 1889 roku Fusajiro Yamauchi zakładał malutką firemkę Nintendo Koppai, z zamiarem produkcji kart Hanafuda, nie miał pojęcia jakie będą tego następstwa. Gdybyśmy cofnęli się w czasie i powiedzieli mu, że za 120 lat miliony ludzi będą skakać i wymachiwać rękoma przed skrzynką z logiem jego firmy, Fusajiro wymownie popukałby się w czoło i - zgodnie z zasadą, że każdy Azjata zna karate- skopał nam cztery litery za robienie sobie żartów. Niesamowite jak koncernowi zaczynającemu od tworzenia kart, który w międzyczasie zajmował się produkcją ryżu instant czy branżą „hoteli na godziny", udało się osiągnąć pozycję giganta rynku elektronicznej rozrywki.

Zamiast suchych dat i faktów z historii Ninny, postaram się krótko przedstawić jej najważniejsze cechy i metody działania, dzięki którym trudno znaleźć na naszej planecie kogoś, kto nigdy o ulubionej firmie hydraulików nie słyszał.

Nie jest łatwo być pionierem.

Może to trochę zbyt śmiałe stwierdzenie, ale gdyby nie Nintendo, nasza branża stała by w miejscu niczym kariera Alicji Janosz. Chcesz dowodów? Proszę bardzo. Kto jako pierwszy stworzył handhelda, który okazał się sukcesem? Komu Sony „podkradło“ pomysł na konsolę z napędem CD i stworzyło PSXa? Kto spopularyzował kontrolę ruchem do stopnia tak wielkiego, że Wiilotami machają nawet pensjonariusze domów starców? Odpowiedź już znasz. Prawdą jest, że większość tych pomysłów, nie wyszła w stu procentach z głów inżynierów koncernu. Jak mało kto, potrafili jednak podłapać jakąś wydawałoby się banalną ideę i zmodyfikować ją, zamieniając w żyłę złota.



Panie, da się na tym zarobić?

Każdy medal ma jednak dwie strony. Aby pozwolić sobie na ryzyko i eksperymenty trzeba mieć pieniądze, skąd więc kasę bierze Big N? Nic prostszego, jak mało kto wykorzystują asy w rękawie, czyli popularne i uwielbiane bez względu na szerokość geograficzną serie. Pierwszy przykład z brzegu, to przygody wąsatego Mario. Nie podejmuję się nawet zadania zliczenia, ile gier toczących się w "Grzybowym Królestwie“ wypluto do tej pory na rynek. Mimo to, każda kolejna pozycja wywołuje emocje i przynosi sukces finansowy. Warto docenić sposób w jaki Nintendo obchodzi się ze swoim największym skarbem - na każde kilka wtórnych odsłon, przypada jedna, przewracająca gatunek platformerów do góry nogami. Troszkę inaczej wygląda sytuacja z Legend of Zelda. Tytuły sygnowane tą nazwą ukazują się rzadziej, ale każdy z nich jest potencjalnym kandydatem do czołowych miejsc na listach najlepszych gier wszech czasów. Niezrozumiałym dla mnie fenomenem jest z kolei szał na produkcje z logiem Pokemon. Kolejne odsłony, które najczęściej różnią się jedynie okładką, wywołują za każdym razem istne szaleństwo w rodzinnej Japonii, a pod sklepami wiją się długie kolejki miłośników Pikachu. To oczywiście nie jedyne wielkie marki w portfolio wydawniczym, lecz są najbardziej rozpoznawalne i przynoszą najwięcej zysków.

Sprawdź także:
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):
0 kudososkarsom   @   20:03, 28.02.2010
Świetny tekst. Polecam każdemu!