Wreszcie udało mi się skończyć inFamous i szczerze mówiąc jestem mocno rozczarowany. Ani to faktycznie poważna gra, ani parodia - niby mamy poważny kataklizm, codzienną walkę o przeżycie, a z drugiej strony płytkich idiotów pokroju Zeke'a, którzy nie wiadomo skąd się urwali. Grze doskwiera przede wszystkim niespójność, brak przełożenia tego, co robimy, na efekty - mam tutaj na myśli głównie reputację Cole'a wśród ludności. Do tego masa powtarzalnych zadań pobocznych, a i w tych fabularnych bywa nietęgo.
Rozgrywka prezentuje się lepiej, ale w zasadzie tylko dzięki mocom głównego bohatera. Animacje ruchu są koszmarne; dość powiedzieć, że protagonista gry konsolowej, gdzie mamy sterowanie analogowe, nie potrafi płynnie przyspieszać - albo stoi w miejscu, albo biegnie. A parkour zamiast cieszyć, irytuje, bo w zasadzie nie wiadomo, czego bohater może się chwycić i czy tym razem skoczy wyżej, czy nie. Po tych wszystkich asasynach nie da się już nabić nikogo w butelkę, że uzyskanie flowu nie jest możliwe.
Graficznie też nie powala - oświetlenie i elektryczność jest ok, ale nic poza tym. To nie poziom exclusive'ów z PS3, do których przyzwyczaiło nas Naughty Dog, Guerilla czy Sony Santa Monica.
Reasumując: zmuszałem się do grania i jakoś nie ciągnie mnie, by prędko sięgnąć po dwójkę.