Offline
Sporo godzin w Afganistanie za mną, a jestem dopiero na 10. misji głównej. Rozbudowuję bazę, fultonuję, kogo się tylko da, robię misje poboczne i wracam do głównych, by zrealizować opcjonalne objectivy. Niesamowity jest fakt, że nie ma wyboru poziomu trudności i ten zależy tylko i wyłącznie od gracza - jest łatwiej, jeśli intensywnie korzystamy z kompanów i wsparcia bądź trudniej, jeśli wszystko chcemy zrobić samemu i zachować dyskrecję. Otwarty świat, całkowita nowość w serii, początkowo mnie przerażał, ale jako weteran serii, jak również innych skradanek, szybko się w nim odnalazłem.
Jak to w MGS-ach, ponownie niesamowite wrażenie robi przywiązanie do detali: kiedy kogo zdejmiemy, w co trafimy strzałką usypiającą, jak uporamy się z celem misji. Tutaj nawet rozkazanie koniowi defekacji na środku drogi (sic!) ma sens, bo przejeżdżający patrol wroga wpadnie dzięki temu w poślizg i będzie łatwiejszy do zdjęcia...
Mnóstwo frajdy daje planowanie swoich działań: dokładne zlustrowanie obozu wroga przez lornetkę, zaznaczenie przeciwników i w końcu cicha, metodyczna eliminacja każdego. I choć zabawek robiących kuku jak zwykle jest bez liku, to gra nadal premiuje żmudne, cierpliwe działanie po cichu.
Żal mi tylko trochę znacznego zmniejszenia ilości przerywników filmowych - ich ogrom i długość zawsze wyróżniały serię. W zamian mamy jeszcze mocniejszą historię, pełną naprawdę poważnych scen - zresztą wystarczy na to samo zakończenie Ground Zeroes bądź początek The Phantom Pain.
Niewątpliwie, TPP wciągnie mnie jeszcze na niezliczoną ilość godzin, bo mam ochotę znaleźć i wymaksować, co tylko się da. I dowiedzieć się wszystkiego, bowiem odsłuchiwanie taśm też potrafi rzucić nowe światło na wiele wydarzeń.
Jak to w MGS-ach, ponownie niesamowite wrażenie robi przywiązanie do detali: kiedy kogo zdejmiemy, w co trafimy strzałką usypiającą, jak uporamy się z celem misji. Tutaj nawet rozkazanie koniowi defekacji na środku drogi (sic!) ma sens, bo przejeżdżający patrol wroga wpadnie dzięki temu w poślizg i będzie łatwiejszy do zdjęcia...
Mnóstwo frajdy daje planowanie swoich działań: dokładne zlustrowanie obozu wroga przez lornetkę, zaznaczenie przeciwników i w końcu cicha, metodyczna eliminacja każdego. I choć zabawek robiących kuku jak zwykle jest bez liku, to gra nadal premiuje żmudne, cierpliwe działanie po cichu.
Żal mi tylko trochę znacznego zmniejszenia ilości przerywników filmowych - ich ogrom i długość zawsze wyróżniały serię. W zamian mamy jeszcze mocniejszą historię, pełną naprawdę poważnych scen - zresztą wystarczy na to samo zakończenie Ground Zeroes bądź początek The Phantom Pain.
Niewątpliwie, TPP wciągnie mnie jeszcze na niezliczoną ilość godzin, bo mam ochotę znaleźć i wymaksować, co tylko się da. I dowiedzieć się wszystkiego, bowiem odsłuchiwanie taśm też potrafi rzucić nowe światło na wiele wydarzeń.