Jedną z podstawowych zalet gry jest wciągająca historia. Śledzi się ją z przyjemnością, a to za sprawą wyrazistej postaci głównego bohatera i prowadzonego przez niego ciekawego śledztwa, które z czasem prowadzi nas na trop grubszej afery. Muszę przyznać, że trzymała mnie ona w napięciu i do samego końca byłem ciekaw jak to wszystko się zakończy.
Max Payne to człowiek pogrążony w rozpaczy, z szaleństwem wypisanym na twarzy (szaleństwo przejawiało się także w ubiorze głównego bohatera - nikt normalny nie założyłby hawajskiej koszuli pod skórzany płaszcz) , szukający krwawej zemsty na ludziach odpowiedzialnych za śmierć jego rodziny. Tak pokrótce przedstawia się fabuła tej produkcji. Bardzo spodobało mi się zawiązanie akcji. Gra rozpoczyna się od sceny, w której Max stoi na dachu wieżowca, otoczonego przez policję …,po czym akcja nagle cofa się by pokazać, jak właściwie znalazł się on w tej sytuacji.
Jak na opowieść o vendecie przystało, nie mogło obyć się bez całej masy strzelanin. Niestety rozgrywka jest dość schematyczna. Cała zabawa kręci się wokół Bullet Timeu(*) (głównego elementu gameplayu, który nieodłącznie kojarzony jest z tą serią). Z grubsza wygląda to tak, że wpadamy do pomieszczenia, eliminujemy nacierających bandziorów a następnie dochodzimy do kolejnych, zamkniętych drzwi, za którymi czeka nas kolejna grupka adwersarzy do odstrzału (tę monotonię rekompensuje nam jednak widowiskowość starć). Nie uświadczymy tutaj systemu osłon, co niejako zmusza nas do nieustannego ruchu. Dla graczy przyzwyczajonych do ostrzeliwania się zza osłon tego typu rozgrywka będzie nowym doznaniem.
Są oczywiście atrakcje przełamujące nieco schematyczność rozgrywki. Jako, że bohater zawieszony jest pomiędzy koszmarem a rzeczywistością znalazło się również miejsce na odloty. Mam tu na myśli bardzo klimatyczne momenty, w których mamy za zadanie przejść z punktu A do punktu B po drodze z krwi zawieszonej w przestrzeni a w tle słychać przeraźliwy płacz małego dziecka (szkoda, że są do siebie łudząco podobne). I to w zasadzie wszystko, co Remedy ma nam do zaoferowania w kwestii gameplayu.
Dodam jeszcze, że dzieło to charakteryzuje się tym, iż przez cały czas towarzyszy nam niepokojące przeczucie, że w Nowym Jorku czai się niewypowiedziane Zło. Że przyjdzie nam zmierzyć się z samym diabłem. Napięcie jest naprawdę nieźle stopniowane.
Zdecydowanie warto zagrać, choćby dla samej fabuły.
(*)Bullet Time to umiejętność naszego protagonisty za pomocą której możemy w dowolnym momencie spowolnić upływ czasu.
PS: guy_fawkes - to NIE była żadna zapowiedź. Gdybyś się do mnie nie przyczepił to bym pewnie nic nie dopisał.