Final Fantasy XV, czyli mariaż Japonii z zachodnią sztuką robienia gier
Dobry kierunek dla Final Fantasy?
No właśnie pewności nie ma. Szczególnie po ostatnich latach boomu na sandboksy, w których przedstawicieli tego trendu pojawiło się tak wiele, że nie sposób wskazać lidera. W przeszłości przedsięwzięcia Square Enix, szczególnie Final Fantasy, charakteryzowały się oryginalnością i tym, że zawsze były zupełnie inne od konkurencji. Wyznaczały trendy w japońskiej szkole robienia gier wideo, a sama seria miała wiele specyficznych elementów, nierozerwalnie kojarzonych z tymże cyklem. Firma długie lata inwestowała i eksperymentowała z turowym systemem rozgrywki. W każdej odsłonie ewoluował on, ale taktyczno-strategiczny rdzeń pozostawał niezmieniony. Od zawsze stawiano też na wielowymiarowy rozwój postaci, podzielony na różne profesje, sztuki magiczne oraz - absolutnie charakterystyczne - summony. Z tego wszystkiego, praktycznie w całości, Final Fantasy XV rezygnuje, porzucając swój wieloletni rodowód i zastępując go zachodnimi rozwiązaniami. Fanom core’owej serii może się to nie spodobać, choć pozory tożsamości, przynajmniej na to wskazują materiały promocyjne, zostały zachowane.
Pozostała seksowna Cidney, czyli kobiece wcielenie genialnego mechanika z poprzednich odsłon. Są chocobosy i możliwość ich hodowli. Jest Highwind, mimo że nie wiadomo jeszcze w jakiej postaci. Dostajemy również czwórkę wyrazistych, skrojonych na młodzieżową modłę bohaterów, znakomicie się uzupełniających. Zdają się być modni, przystojni i wożą się limuzyną cabrio. Nietypowe dla Square Enix rozwiązanie, ale być może spodoba się większej liczbie odbiorców.
Finalna fantazja?
Square Enix zainwestowało mnóstwo czasu i pieniędzy w swój najnowszy projekt. Długo badając aktualny rynek i jego wymagania. Sukcesywnie nakręcano też machinę marketingową Final Fantasy XV i dzisiaj jest przekonane o sukcesie, podkreślam - komercyjnym - gry. Pytanie tylko, czy marka odnajdzie się w obecnych czasach i zupełnie innej mechanice?
Łączenie japońskich rozwiązań z zachodnią sztuką robienia gier czasem wychodzi, jak w przypadku gier From Software czy Metal Gear Solid. Należy trzymać kciuki za Square Enix, aby jako producent wreszcie zaliczyło duży, komercyjny sukces. Bo przecież Final Fantasy nadal ma znaczącą siłę przebicia i renomę - szkoda by ją zmarnowano.
O tym, czy uda się wyjść z potyczki z tarczą, przekonamy się dopiero 30 września tego roku. Final Fantasy XV sprawdzimy wówczas na PlayStation 4 oraz Xbox One. Twórcy, po dziesięciu latach produkcji, są pewnie bardzo zmęczeni, ale i przekonani o tym, że faktycznie może to być ich, i branżowa, największa premiera tego roku. Pytanie tylko czy dzisiejsi gracze, przyzwyczajeni do „dzisiejszych” marek, w ogóle zauważą nowe, zachodnie Final Fantasy. Trzymamy kciuki, prawda?!
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler