Dziesięć lat temu na rynku nie było żadnej odsłony Wiedźmina, o Dragon Age nikt nawet nie myślał, a gracze byli zachwyceni pełnym błędów The Elder Scrolls IV: Oblivion. Szczęśliwcy w domu postawili PlayStation 3, Xboksa 360 albo Wii, zaś Square Enix zapowiedziało grę Final Fantasy Versus XIII. Projekt przez lata niedokończony przeistoczył się wreszcie w Final Fantasy XV, które ogrywam mniej więcej od tygodnia. Choć długo czekałem na ten moment, w ogólnym rozrachunku uważam, że czekać było warto.
Najważniejszym i jednocześnie wzbudzającym największe kontrowersje elementem nowej odsłony serii jest czwórka jego głównych bohaterów. Noctis, Gladio, Ignis oraz Prompto to bardzo unikatowe postaci, a w rezultacie próżno szukać podobnych bohaterów w grach innych producentów. Są młodzi, koleżeńscy, przyjaźnie nastawieni i niedoświadczeni. Wyglądają też na takich, z którymi chętnie umówilibyście się na imprezę. Zwykli ludzie w niezwykłych okolicznościach, połączeni wielką misją uratowania ojczystej ziemi. To jedne z najlepiej zrealizowanych postaci w historii gatunku. Będziecie wspominać je jeszcze długo po ukończeniu zabawy, co osiągnięto kilkoma prostymi zabiegami.
W piętnastce nie skupiamy się na odzyskaniu korony króla, ani chęci pomszczenia ojca głównego bohatera, choć taki jest główny wątek fabularny (dość średni, trzeba przyznać), ale na przyjaźni między czwórką bohaterów i na tym, jak została ona przedstawiona w dialogach. Nie tylko w tych kontrolowanych przez gracza, w których możemy wybierać konkretne kwestie; ale także w luźnych rozmowy pomiędzy chłopakami, pojawiających się podczas rozgrywki. Gadają oni o dziewczynach, samochodach, potworach, przyjaźni, miłości, oddaniu, szkole, wojsku czy nawet jedzeniu. Kwestii są tysiące i zostały odegrane w mistrzowski sposób. Nigdy nie wiesz, o czym chłopaki za chwilę będą rozmawiać. Więź pomiędzy nimi i to, jak się do nich przywiązujesz jest motywem przewodnim gry - nie quest główny, będący w zasadzie uzasadnieniem tego, co dzieje się na ekranie.
Warto podkreślić, że początek przygody ma miejsce w ogromnym otwartym świecie, ale już w dalszej części scenariusza przenosimy się do innych rejonów planety, w których dostępne przestrzenie są już bardziej ograniczone. Nie ma w tym jednak niczego złego. Od tego momentu gra nabiera bowiem rozpędu, niczym seria Uncharted, za sprawą świetnie zrealizowanego, płynnego, przesiąkniętego akcją scenariusza. Liniowego - owszem - ale nierozpraszającego nas niczym innym. Dzięki takiej, a nie innej strukturze, pomiędzy kolejnymi głównymi zadaniami nie jesteśmy rozpraszani przez żadne dodatkowe aktywności, jak np. w Dragon Age: Inkwizycja, które w wielu grach są po prostu nudne i powtarzalne - stanowią zapychacz, wydłużający zabawę. Tutaj, jeśli chcemy, możemy - ale nie musimy - zająć się questami dodatkowymi, wracając na rozległe równiny i porzucając wątek główny. Zadowoli to zarówno fanów liniowego schematu zabawy, jak i miłośników eksploracji oraz dodatkowych wyzwań.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler