Battlefield: Bad Company 2 - beta test (PC)
Balans pomiędzy klasami i pojazdami ma się zgoła inaczej, choć przy tych drugich przetestować można było jedynie równość pancernych wozów bojowych. Walka zawsze wygląda tu bardzo sprawiedliwie, a szczęście przy odbitym pocisku od pancerza potrafi przechylić szalę na korzyść jednej ze stron. Niestety nie można tego powiedzieć o specjalizacjach postaci. Ponad wszystkich wybija się przepakowany medyk, który nie dość, że zgarnia dużo punktów za leczenie oraz wskrzeszanie, to dzięki swojej broni stanowi żywą machinę zagłady. Dwóch medyków naraz, to prawdziwe utrapienie niejednej grupki wojaków. Zdecydowanie najgorzej wypada tu saper, który na piechotę nie ma zbytnio szans na dobrą pozycję w tabeli. Pojazdów do naprawy jest mało, do zestrzelenia nie więcej, a ponadto punkty dostaje się tylko za trafienie krytyczne lub kasację. Co najśmieszniejsze, nie zgarniecie również punktów za naprawę wozu, w którym nikogo nie ma, a nierzadko zdarza się brak chętnych do obsługi „kaema” we własnym czołgu. Oczywiście pistolet maszynowy charakteryzuje się kiepskim zasięgiem, co za tym idzie, trudno o celność na większy dystans. Gdyby tak zamienić ekwipunek dwóch powyższych klas, byłoby według mnie w porządku. Do szturmowca i zwiadowcy zastrzeżeń nie mam.
Tak, medyk skutecznie potrafi napsuć krwi swoją uniwersalnością. Wystarczy powiedzieć, iż nawet na bliski dystans to on w większości przypadków jest górą, a przecież ze swoim rkm’em powinien leżeć gdzieś w oddali i kosić oddziały płynną serią. Nie podoba mi się w ogóle walka na bliskie odległości, gdyż strzelanie z biodra nie posiada tu żadnej wartości. Nielogiczne przecież jest przykładanie celownika do oka, gdy przeciwnik stoi metr od ciebie. Niestety w najnowszym dziecku EA Dice taki zabieg to jedyna szansa na wygranie pojedynku bliskiego kontaktu(chyba że jesteś na tyle blisko, by dźgnąć przeciwnika nożem).
Battlefield: Bad Company 2 trzyma tradycję serii, będąc czymś pośrednim pomiędzy symulatorem w stylu ArmA, a zręcznościówką typu Call of Duty. Strafe'owanie należy zmniejszyć do minimum, gdyż ogranicza celność, „przycelowywanie” to mus, a po terenie biega się koniecznie od osłony do osłony. Próba gry w stylu Counter Strike, czyli prucie w oponenta biegnąc w bok, skończy się tylko ozdobieniem ściany, co bardzo pozytywnie wpływa na obraz rozgrywki, a bliskie starcia opierają się jak w rzeczywistości, na walce na "bagnety" (czyli w tym wypadku noże). Kule nie zabijają co prawda jednym strzałem, ale na pancerność Rambo zdecydowanie nie ma co liczyć. Życie na polu bitwy jest tu bardzo kruche. Fizykę napędza silnik Havok, który sprawuje się dobrze, lecz nie bezbłędnie. Po pierwsze dachy nie spadają na głowę, póki budynek się nie wali. Po drugie biegnący żołnierz, który umiera, staje się bezwładny niczym na Księżycu. Skutkuje to zabawnym lotem na odległość paru metrów.
Realizm w BC2 rozumieć można dwojako. Z jednej strony jest podnoszenie celownika do góry przy strzałach na dalszą odległość, mamy spory odrzut broni czy też genialnie odwzorowaną fizykę. Z drugiej jednak boli wytrzymałość żołnierzy, w których nieraz wpakować trzeba cały magazynek, by posłać na deski. Najdziwniejsze jest właśnie to, iż opisywana produkcja stara się sprawiać wrażenie realistycznej, a tymczasem zręcznościowy Call of Duty wypada na tym tle zdecydowanie lepiej.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler