Battlefield: Bad Company 2 - beta test (PC)
Czym byłby Battlefield bez klas postaci? Wojaków podzielono dość tradycyjnie na szturmowca, medyka, sapera oraz zwiadowcę. Prócz specjalnych możliwości, każda klasa posiada własne zabawki do odbierania życia. Pierwszy z nich operuje granatnikiem, wspiera kumpli skrzynkami z pestkami, zaś za spluwy upodobał sobie karabinki szturmowe i wyborowe. Gra się nim dość przyjemnie, szczególnie ze względu na dużą siłę ognia przeciw wszystkiemu, co ma (jeszcze) dwie nogi. Medyk tradycyjnie rzuca apteczki, przyspieszając tym samym proces samoczynnej regeneracji zdrowia. Ponadto sanitariusz posiada defibrylator przydatny przy stawianiu żołnierzy na nogi. Oprócz satysfakcji oraz żywego wojaka, u Rosjan wraca także jeden punkt posiłków, zatem w drużynie ofensywnej medycy są wręcz niezbędni. Dla obrońcy dobrym argumentem, by zagrać tą klasą, będzie uzbrojenie - rasowy rkm. Na początku nie walczy się nim najwygodniej, ale odrobina treningu wystarczy, by w pojedynkę kosić całe oddziały. Saper posiada w swym asortymencie "suszarkę" oraz wyrzutnię rakiet. Pierwsza zabawka będąca w praktyce, o ile się mylę, nitownicą, służy do naprawy pojazdów, zaś drugi osprzęt pozwala efektywnie ostrzeliwać kupy blach zwane czołgami. Jako broń osobistą „engi” otrzymał pistolety maszynowe oraz parę modelów karabinków szturmowych (np. FN SCAR-L). Jest to zdecydowanie najtrudniejsza klasa, a zdobycie nią top 5 zależy bardziej od szczęścia. Na koniec został zwiadowca. Jak nietrudno się domyślić, sprzedaje on headshot’y każdemu, kto się wystawi nie tam, gdzie trzeba. Oprócz tego może wysadzać wszystko przy pomocy C4 lub wzywać konkretne wsparcie moździerzowe, zdolne zezłomować nawet czołg. Zdecydowanie polecam go fanom snajperek, szczególnie po odblokowaniu porządnych celowników.
Mimo iż generalnie stronię od prostych klas, przeważnie wybierając szpiegów, snajperów czy inżynierów, w Battlefield: Bad Company 2 wybitnie dobrze grało mi się szturmowcem. To właśnie w nim drzemie największy potencjał, a dzięki rozrzucanym skrzynkom z amunicją stanowi on również dobre wsparcie. Późniejsza możliwość odblokowania granatników czyni z owej klasy prawdziwą maszynkę do zabijania. Nie dajcie się jednak zwieść – ze względu na balans nie jest on najmocniejszą klasą postaci, o czym za chwilę. Warto wspomnieć także o zdobywanych ulepszeniach. Choć nie są one tak ważne, jak przykładowo „perki” w Modern Warfare, potrafią znacznie usprawnić nasze wojowanie. Ot wcześniej wspomniany granatnik czy nalot wezwany przez snajpera – w praktyce wygląda to miodnie.
Poszaleć w Bad Company 2 można maszynami naziemnymi, latającymi oraz pływającymi. W becie niestety tych ostatnich zabrakło. Jak zwykle kieruje się nimi prosto i przyjemnie, a wprawy wymaga jedynie pilotaż śmigłowca. Oj tak, boleśnie się o tym przekonałem, zasiadając z pierwszym lepszym pilotem do jednej maszyny. Wystarczy powiedzieć, że lądowanie było szybsze niż start. Z drugiej strony, jeśli posiadasz doświadczonego kompana, latający wehikuł potrafi być śmiertelnym zagrożeniem dla przeciwnika, a „killstreak” rzędu 20 nie jest niczym wyjątkowym. Przyczepić można się tylko do topornego obracania dział, na które mało komu starczy powierzchni bez podnoszenia myszy. W opcjach niestety nie można tego zmienić. Zachowanie pojazdów stoi na dobrym poziomie, lecz nie polecałbym wjeżdżać quadami w drzewa, gdyż niestety utykają. Ciekawa za to jest tu przewaga masy. Taka ciężarówka przebije się przez ogrodzenie za 2-3 podejściem, zaś czołg dziarsko taranuje drzewa, wraki wszystkich pojazdów, mury oraz zawala ściany budynków z gracją prawdziwego, pancernego bydlaka. Po stronie atakujących oddano do zabawy m.in. słynnego T-90 czy bezzałogowy śmigłowiec. Amerykanie wojują za to choćby Bradley'em oraz Apache'em.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler