juve @ 27.08.2013, 17:35
Jestem szczęśliwym, wieloletnim i oddanym użytkownikiem konsol PlayStation. Lubię dopracowane, rozbudowane i ambitne gry wideo z najwyższej półki. Osobiście znam Solid Snake'a, z Larą Croft umawiałem się na randki i mieszkam w Residencji. Rzekłem.
Patryk "juve" Jankowski
Od dawien dawna jestem sympatykiem gatunku literackiego political fiction. Choć gier na nim opartych nie ma zbyt wiele Ubisoft dzielnie serwuje kolejne odsłony swoich sztandarowych projektów, sygnowanych nazwiskiem Toma Clancy'ego.
Od dawien dawna jestem sympatykiem gatunku literackiego political fiction. Choć gier na nim opartych nie ma zbyt wiele Ubisoft dzielnie serwuje kolejne odsłony swoich sztandarowych projektów, sygnowanych nazwiskiem Toma Clancy'ego. Tym razem przyszedł czas na Splinter Cell: Blacklist, zapowiadaną od dłuższego czasu skradankę, przesiąkniętą do cna szpiegostwem.
Scenariusz opowiada o tytułowej Czarnej Liście, która jest rozpiską najważniejszych osób w Stanach Zjednoczonych. Fikcyjna, wrogo nastawiona organizacja przestępcza staje w szranki z rządem USA, który zwraca się o pomoc do Sama Fishera, formującego Czwarty Eszelon - najlepiej wyposażoną jednostkę do zadań specjalnych i antyterrorystycznych. W skórze wspomnianego bohatera będziemy próbować nie dopuścić do tego, aby terroryści odnieśli zwycięstwo, a jednym ze środków prowadzących do sukcesu będzie Palladyn - nowoczesny, świetnie wyposażony, szpiegowski samolot, który staje się naszą bazą i punktem wypadowym. To właśnie z niego ruszamy na misje i do niego powracamy po zakończeniu zlecenia. Na pokładzie maszyny spotkamy też starych i nowych znajomych. W pierwszej grupie mamy m.in. rudowłosą Grim oraz cwaniaczka Kobina. W drugiej widzimy zaś informatyka Charliego oraz naszego nieopierzonego partnera, Briggsa.
Projekty szpiegowskie, czy jak kto woli skradankowe, cechują się stronieniem od akcji, otwartych starć i naciskiem na taktykę. Splinter Cell: Blacklist jest dzisiejszą definicją tego podgatunku gier TPP. Ubisoft wiele zmieniło jednak w omawianej materii, a na pierwszy plan wysuwa się pożegnanie z genialnym Michaelem Ironsidem, na rzecz młodszego aktora, podkładającego głos pod postać Sama Fishera. Protagonista zmienił również swój wygląd - wizerunek to jednak kwestia gustu. Mnie odpowiadał, choć trzeba się do niego przyzwyczaić. Tak, czy inaczej, Sam porusza się zgrabnie, świetnie przylega do powierzchni, korzysta z zasłon, rur, murków, poręczy; ze wszystkiego, z czym może mieć kontakt. Mobilność została istotnie poszerzona, albowiem możemy się nawet wspinać po ścianach, czy budynkach, jednocześnie ostrzeliwując wrogów.
Każde z jedenastu zadań głównych, bo są również misje poboczne, rozegramy na różne sposoby. Gra oferuje dość wysoki poziom wyzwania, dzieląc go na trzy style rozgrywki i tylko nasze ambicje wpływają na końcowy wynik. Sam Fisher jest teraz zmuszony do ciągłego przebywania w cieniu, "gaszenia" źródeł światła, zabawy z przeciwnikiem, wabienia go w mroczniejsze rejony i cichej eliminacji. Opcji mamy dwie: ogłuszanie i zabójstwo. Jedna i druga forma zaprezentowana świetnie. Tutaj jednak wychodzi pierwsza bolączka, sesje mo-cap może i były, ale w walce ich nie widać. Poprzednia część serii o wiele lepiej prezentuje się pod względem "finisherów". Druga strona medalu to ogromna satysfakcja z każdego powalonego typa, a sposobów na walkę w grze jest mnóstwo.
Splinter Cell: Blacklist oferuje sporo sprzętu bojowego i gadżetów. Wpierw otrzymujemy jeden strój, który możemy przed każdą misją rozwijać, zmieniać wedle uznania oraz dozbrajać - wyrazy szacunku dla deweloperów za dopracowany system rozbudowy ekwipunku, bo to od nas samych zależy jak protagonista się prezentuje i czym walczy, co jest bardzo ważne, ze względu na to, że im efektywniej gramy, tym więcej zarabiamy. A zarabiać jest gdzie, bo Ubisoft przygotowało rozległe, nieliniowe, zmuszające do myślenia tereny. Jedna z pierwszych misji zabiera nas do spalonej słońcem wioski, którą musimy przeczesać w poszukiwaniu pewnych informacji. Z karabinem na plecach można wskoczyć między terrorystów, ale to raczej mija się z celem. Skradanie jest głównym elementem rozgrywki. Warto zatem po cichu brnąć z miejsca na miejsce, kryć za zasłonami i wdrapywać na budynki, aby sprawdzić jak wygląda okolica. Mapka, a raczej mini radar, niewiele tutaj pomagają, wszystko trzeba zapisywać w pamięci. Fisher jest mobilny jak nigdy i trzeba z tej mobilności korzystać. Tym bardziej, że niemal każdy etap można przejść bez oddania nawet jednego strzału.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler