Lubię wszystko, co kształtuje kreatywność. Między innymi dlatego dzieciakom zawsze kupowałem i kupować będę klocki LEGO, które uważam za najlepszą zabawkę w historii ludzkości. Przede wszystkim ze względu na to, że nic nie jest z góry narzucone. Pewnie, nowsze zestawy zaczynają wprowadzać limitacje i z danego pudełka ciężko czasem skleić coś zupełnie odmiennego, od tego, co przygotował projektant, ale mimo wszystko, swoboda nadal odgrywa istotną rolę podczas zabawy. Wyobraźnia to, tak po prawdzie, jedyne ograniczenie. Można bawić się całymi latami i wciąż znajdować nowe rzeczy do zmontowania. Tak też jest w przypadku niektórych gier, szczególnie produkcji reprezentujących gatunek tzw. sandboxów, do nich zaliczamy m.in. Dishonored – najnowsze dzieło studia Arkane.
Głównym bohaterem Dishonored jest człowiek o imieniu Corvo. Mężczyzna doszedł do sławy jako obrońca Cesarzowej oraz jej młodej córki Emily. Aby nie stało się im nic złego, poświęciłby wszystko, nawet własne życie. Niestety w chwilę po tym, jak rozpoczniemy naszą przygodę w ciele Corvo zostajemy wrobieni w, paradoksalnie, zabójstwo owej Cesarzowej oraz porwanie jedynej następczyni. Pech chciał, że zostaliśmy pojmani i wtrąceni do więzienia, a finałem tego nieprzyjemnego wydarzenia ma być stracenie. Nie zostaje zatem nic innego, jak zakasać rękawy i spróbować uciec zza krat. Z pomocą przychodzą znajomi, wciąż wierzący w naszą niewinność. Przemycają oni mały pakunek do wnętrza naszej celi, a jego zawartość – tak, dobrze kombinujecie – pozwoli nam się wydostać i uniknąć śmierci.
Tak też czynimy i w ciągu zaledwie kilkudziesięciu godzin zmieniamy się z szanowanego i wielbionego obrońcy, we wzbudzającego powszechny strach mordercę. Początkowo nie jesteśmy co prawda wyjątkowo groźni, niemniej jednak, z czasem nabieramy ogłady w sztuce zabijania, ucząc się wielu przydatnych zdolności, jak również pozyskując szeroki wachlarz broni. Przyznam też bez bicia, że pierwsze kilkadziesiąt minut to niejako błądzenie po omacku. Nie znamy świata gry, mapy jako takiej nie ma (są tylko specjalne tablice, rozlokowane w różnych punktach miasta), a i sama mechanika rozgrywki wymaga opanowania. Szybko okazuje się, że mamy do czynienia z sandboxem, oferującym przede wszystkim swobodę. Jeśli miałbym do czegoś porównywać, to na myśl natychmiast przyszło mi pierwsze BioShock.
Wstępnie środków perswazji nie mamy wielu. Dysponujemy jedynie mieczem, kuszą oraz pistoletem. Podczas pierwszego spotkania z buntownikami (to Ci, którzy zdecydowali się nam pomóc) możemy zgarnąć jakieś pułapki, ewentualnie usprawnić złom, którym dysponujemy. W ten sposób otwieramy kolejne opcje jeśli chodzi o przechodzenie gry. Specjalnie uniknąłem słowa „zabijanie” trzeba Wam bowiem wiedzieć, że w Dishonored nie ma przymusu sięgania po broń kiedy widzimy strażników stojących na drodze do celu. Można się rozglądnąć dookoła i poszukać alternatywnego sposobu uporania się z problemem. Już w zasadzie na samym początku otwiera się przed nami multum możliwości.
Docierając do pierwszej lokacji musimy przedostać się przez pole siłowe (jest ich w sumie kilka, ale napiszę tylko o jednym). Pierwszą, najbardziej oczywistą opcją, jest znalezienie źródła zasilania tegoż ustrojstwa. Takowe przecież musi być gdzieś w pobliżu – i rzeczywiście, niedaleko wrót znajduje się generator napędzany olejem. Płyn pobierany jest ze specjalnego pojemnika, wystarczy że go usuniemy, a pole siłowe zgaśnie. Z innych sposobów na przedostanie się na drugą stronę, mamy jeszcze opętanie szczura i przejście przez małą dziurę w ścianie, ewentualnie zaglądnięcie do pobliskich alejek, wszak być może któraś z nich wiedzie w odpowiednim kierunku. Jakby tego było mało, za pomocą umiejętności zwanej Blink (mrugnięcie) możemy wspiąć się na szczyt dachu i tamtędy śmignąć ponad bramą. Esencją Dishonored jest kombinowanie, niemniej, osoby, które wolą po prostu siłowe rozwiązania nie będą do niczego zmuszane. Można w każdej chwili wyciągnąć miecz i rozpocząć krwawą rzeź. Aczkolwiek warto wówczas pamiętać, że pod koniec rozdziału jesteśmy rozliczani z naszych osiągnięć, a ze względu na to że mamy do czynienia z cichym mordercą, punktowane jest myślenie i skradanie się. Korzystanie z broni zaś wyłącznie w ostateczności.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler