Seria Assassin’s Creed jest z nami od dobrych czterech lat, a debiut pierwowzoru był wielkim wydarzeniem. Graczy przyciągnął przede wszystkim fascynujący klimat, intrygująca fabuła oraz unikatowy bohater, którym w tym przypadku był członek klanu Asasynów, niejaki Altair. Gra sprzedała się bardzo dobrze, a w rezultacie zdecydowano się kontynuować opowieść. Najnowszym jej rozdziałem jest Assassin’s Creed: Revelations, który zamyka wreszcie historie dwóch, z trzech dotychczasowych bohaterów: Ezio Auditore oraz Altaira Ibn-La'Ahada. Czy warto się z nim zapoznać? Nie ulega wątpliwości, że tak. Choć tytuł na pewno nie rewolucjonizuje sagi, rozwija jej założenia, oferuje świetną rozrywkę i trzyma w napięciu do samych napisów końcowych.
Assassin’s Creed: Revelations jest największym fabularnym przedsięwzięciem przed jakim kiedykolwiek stanęła ekipa Ubisoftu. Projekt prowadzi nas przez fabułę posiadającą trzech bardzo zróżnicowanych bohaterów: wspomnianych wcześniej Ezio i Altaira, oraz Desmonda, dzisiejszego asasyna, podłączonego do maszyny nazwanej Animus, przeżywającego losy wymienionych przodków. Choć w grze wcielamy się w każdego z trzech herosów, zdecydowanie najwięcej uwagi poświęcono Ezio. To właśnie w jego ciele staramy się odkryć tajemnice zakonu, znajdujemy bibliotekę Altaira, jak również przeżywamy wątek miłosny. Altair gra tutaj drugie skrzypce i fragmenty w jego ciele są niejako uzupełnieniem całości. Najmniej czasu biegamy natomiast w butach Desmonda (większość misji możemy nawet pominąć). Nie powiem jednak żebym był tym faktem jakoś strasznie zawiedziony, wszak na niego pewnie przyjdzie jeszcze pora. Nie zdziwiłbym się gdyby w finale opowieści to właśnie on był głównym protagonistą. Na to jednak musimy jeszcze poczekać z rok, lub dwa. Natenczas warto skupić się na opowieści, którą już teraz mamy przed nosem. Jest ona wciągająca, intrygująca i niezwykle rozbudowana. Ubisoft musiał się ostro napracować by ogarnąć to wszystko i co istotne, udało im się to bezbłędnie.
Podobnie jak w przypadku poprzedników, rozgrywkę podzielono na kilka następujących po sobie sekwencji. Każda z nich zawiera garść zadań głównych, jak również mnóstwo misji pobocznych. Te pierwsze są zazwyczaj bardziej rozbudowane i dłuższe – służą napędzaniu kolejnych fragmentów głównego wątku fabularnego. Choć zdarzają się niestety questy słabsze i mniej porywające, większość zleceń jest odpowiednio skonstruowanych. Nie klepią ciągle tego samego schematu i sprawiają, że gracz z chęcią zagłębia się w kolejne niuanse historii. Czasem musimy kogoś zabić, innym razem śledzić, jeszcze innym przed kimś uciekać itd. Mnie najbardziej podobały się fragmenty z Altairem oraz moment gdy Ezio znajduje bibliotekę swego wielkiego przodka. Kurcze, nie wiem o co chodzi z Altairem, ale facet jest dziwnie charyzmatyczny. Każde zadanie w jego ciele (nawet te słabsze, wyglądające jak kopie misji Ezio) to prawdziwa przygoda. Koleś porusza się jakoś inaczej, ma fascynujący strój i historię. Osobiście chętnie przeszedłbym całą kolejną grę w jego ciele, ale niestety nie zapowiada się na to, byśmy mieli jeszcze kiedykolwiek taką okazję. W Assassin’s Creed: Revelations raczej finalnie się z nim żegnamy, a szkoda.
Jeśli chodzi o długość rozgrywki singlowej, waha się ona w przedziale od 12-30 godzin, zależnie od tego, jak dużo czasu poświęcicie na wykonywanie zleceń pobocznych oraz zbieranie porozrzucanych po świecie znajdziek. Mi zeszło mniej więcej 18 godzin, a wypełniłem mniej więcej 1/3 misji pobocznych i raczej za niczym nie biegałem. Dlaczego? W sumie dlatego, że okres jesienny jest strasznie upchany grami i zmuszony byłem dość szybko przechodzić nowego Asasyna. Na pewno zaś do niego wrócę w grudniu, kiedy nadejdzie czas posuchy.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler