Jako że Far Cry 4 jest grą z otwartym światem, możemy swobodnie eksplorować wszystkie przygotowane dla nas tereny. Na początku cała mapa przykryta jest chmurami (swoista mgła wojny), a dopiero w miarę postępów odkrywamy kolejne obszary. Do tego celu wykorzystujemy specjalne wieże nadawcze, pełniące rolę podobną do synchronizacji z Assassin’s Creed. Włazimy więc na szczyt takiej wieży, a następnie demolujemy znaleziony tam sprzęt. Dzięki temu wyłączamy propagandę Pagan Mina, a zamiast niej puszczamy nasze własne ogłoszenia parafialne, czyli komunikaty nadawane przez Golden Path. W wyniku naszych działań na mapie pojawiają się nowe miejsca, które warto odwiedzić, jak i całe mnóstwo znaczników, określających misje oraz lokacje dobre do polowania. Swoboda jest w tym przypadku słowem kluczem, bo sami decydujemy, co robić. Nie musimy praktycznie w ogóle zajmować się wątkiem fabularnym, możemy po prostu polować, odkrywać mapę i zbierać porozrzucane po okolicy znajdźki (np. specjalne, przynoszące pecha maski). Co ważne, te ostatnie nie pojawiają się w momencie zniszczenia osprzętu nadawczego, a dopiero kiedy kupimy w okolicznym sklepiku odpowiednie mapy. Na szczęście nie są one szczególnie drogie i warto w nie zainwestować.
Swoboda to nie tylko eksploracja, czasem także jesteśmy w stanie podjąć jakąś decyzję, co do tego, którą misję zrealizować. Dla przykładu, trafiamy do obozu i dowiadujemy się, że dowodzący organizacją partyzantów nie mogą się zgodzić co do tego, jaka akcja jest ważniejsza. Czy lepiej zaatakować odkrytą niedawno bazę ludzi Pagan Mina, czy może ważniejsze jest odbicie ludzi, którzy zostali przez szaleńca pojmani i grozi im śmierć. W przypadku takiego dylematu nie da się wypełnić obu zleceń, a w związku z tym, należy się na jedno z nich zdecydować. Finalnie, zakończenie historii jest niezależne od tego, jak do niego brniemy, ale przez drobne zróżnicowanie questów da się więcej niż jeden raz przebrnąć przez fabułę i kilkakrotnie cieszyć się zabawą.
Pośród misji dla pojedynczego gracza skrywają się zadania przeznaczone dla trybu współpracy. Klasycznego multiplayera, w którym ścierają się dwie grupy ludzi nie znajdziecie, dlatego Ubisoft postawiło na co-op. Żeby było ciekawiej, już na początku gry wybieramy czy chcemy uczestniczyć w grze online, czy offline. Po wybraniu tej pierwszej opcji w dowolnym momencie możemy do zabawy zaprosić jakiegoś znajomego, tudzież przyjąć od kogoś zaproszenie. Kiedy się zdecydujemy na jedną z dwóch ewentualności, nie walczymy samodzielnie, ale w towarzystwie jednego dodatkowego fajtera. Możemy wtedy wspólnie stawić czoła wyzwaniom, co zapewnia mnóstwo satysfakcji, koniecznie jednak trzeba trafić na kogoś „kumatego”. Takiego, który będzie podzielał naszą wizję akcji i nie pchał się na przysłowiowy „krzywy ryj”, kiedy my chcemy wkroczyć do wrogiego obozu po cichu i zdjąć wszystkich z wykorzystaniem łuku.
Skoro o łuku wspomniałem, warto napisać słów kilka na temat broni w grze. Prócz standardowych pistoletów, karabinów, snajperek, a nawet wyrzutni rakiet, mamy też kilka bardziej egzotycznych giwer. Mnie osobiście z dostępnego arsenału najbardziej do gustu przypadł łuk. Są jego dwa modele, pierwszy dostajemy za darmo już na samym początku, drugi natomiast można zdobyć nieco później, albo go po prostu dokupić. Sam łuk, jak i pozostałe giwery, można też modyfikować, wykorzystując do tego celu różne przystawki. Czy to celownik, czy jakiś uchwyt – wszystkie zmieniają charakterystykę narzędzia, czyniąc go bardziej celnym, lub zabójczym. Jest to o tyle ważne, że czasem przeciwników jest mnóstwo i niełatwo sobie z nimi poradzić byle czym. Dodatkowo niektóre zwierzęta, których skóra jest nam potrzebna, także nie są łatwe do zabicia. Taki nosorożec potrafi przyjąć nawet kilkanaście strzał z łuku, a z podrasowanej snajperki wystarczy jedna/dwie kule i po sprawie. Jest jednak pewien haczyk. Zwierz ubity łukiem daje nam często dwa fragmenty skóry, a taki, którego ukatrupiliśmy bronią palną, tylko jeden.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler