Nie mają łatwego życia fani FIFA, oj nie mają. Seria od dłuższego czasu stoi w miejscu, podobnie zresztą jak konkurencyjne Pro Evo. Powtarzam trochę wstęp z wcześniejszej recenzji kopanki od Konami, ale co zrobić – obie marki silnie odcinają kupony.
EA Sports poczyniło jednak nieco większe zmiany, przez co największą nowinką w FIFA 20 jest tryb Volta. To zawody rozgrywane na hali lub podwórku – 3 na 3, 5 na 5, z bramkarzem lub bez – konfiguracji jest kilka, więc można kombinować i szukać najbardziej odpowiedniej opcji. Volta ma nawet swój tryb fabularny, w którym tworzymy własnego piłkarza korzystając z intuicyjnego kreatora i ruszamy do akcji – rozwiązanie okazuje się jednak upchnięte na siłę i nieciekawe, a wygrywanie spotkań na wyższym poziomie trudności bywa absurdalnie trudne.
Volta jest zresztą szalenie nudna, gdy rozgrywamy spotkania z komputerem. Tryb ten stworzono do zabawy z żywym przeciwnikiem, który korzysta z ulicznych sztuczek, potrafi odbić piłkę od bandy by stworzyć efektowne podanie, itp. Komputer gra tutaj niemal tak samo, jak na klasycznej murawie z 11 zawodnikami – nie kombinuje, opiera się na schematach, praktycznie nie korzysta z trików.
Gdy jednak gramy z kumplem na kanapie, rozgrywka w Volta angażuje niemiłosiernie, szczególnie gdy opanujemy choćby podstawowe sztuczki i udaje nam się co rusz ośmieszać obronę przeciwnika. Jest szybko, zwinnie i dynamicznie, a pakowanie piłki do małych bramek jest co najmniej równie satysfakcjonujące, co do ich większych odpowiedników. Warto jednak mieć na uwadze, że nie jest to aż tak zakręcona zabawa, jak w pogrzebanej już serii FIFA Street – tym razem zdecydowano się na większy realizm.
Niezrozumiałą decyzją jest natomiast brak możliwości zagrania ze znajomym przez sieć – Volta w trybie online pozwala jedynie na kopanie z randomowym graczem. Któż wpadł na tak durne ograniczenie?
Zmian – wbrew wcześniejszym obawom – doczekały się też klasyczne spotkania, w których biegamy po zielonkawej murawie. FIFA 20 zwalnia tempo – gra wymusza na nas posyłanie dokładniejszych podań, bo błędy zaczynają być bardziej bolesne. Od teraz nieco trudniej będzie dogonić urywającego się przeciwnika, gdzie w poprzedniej odsłonie nawet najwolniejszy defensorzy potrafili dorwać szybkich napastników i wybić im piłkę spod nóg tuż pod bramką. Dobry duet stoperów nadal jednak bywa zaporą nie do przejścia, a FIFA 20 wyraźnie promuje grę skrzydłami – boczni obrońcy mają wyraźne problemy z ustawianiem się i trzymaniem linii, więc warto inwestować w szybkich skrzydłowych i skutecznych wahadłowych. Szczęśliwie nie powtarza się scenariusz z bodajże FIFA 13, gdy co druga/trzecia wrzutka kończyła się bramką po główce napastnika. Tutaj w polu karnym trzeba jednak więcej kombinować, zrobić zwód, zamarkować strzał, podać do wbiegającego napastnika. Większość akcji brakowych inicjujemy jednak z bocznych sektorów boiska.
Prowadzi to jednak do sytuacji, gdy rozgrywka już po kilkunastu spotkaniach zaczyna być schematyczna – skoro najprościej dostać się pod pole karne przeciwnika skrzydłem, to właśnie taki sposób preferuje większość grających po sieci. Widać to chociażby w FUT (o którym za chwilę powiemy sobie więcej), gdzie większość graczy stawia na możliwie jak najszybszych napastników.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler