Premiera The Elder Scrolls Online była wręcz usiana pytaniami, domysłami i niedowierzaniami, że oprócz kultowego World of Warcraft, ktokolwiek jeszcze chce i jest w stanie nie tylko pakować się w abonamentowe MMO, ale próbować być konkurencją dla monopolisty od Blizzarda. Bethesda chciała i – nie powiem – miała ambicje, czego dowodem jest budżet gry. Najęto ludzi ze studia Zenimax i tak zaczął się żmudny proces przenoszenia na serwery wszystkiego, co Elder Scrollsy mają w sobie najlepszego, i dopasowywania kilku mechanizmów do fundamentalnych zasad rządzących obranym gatunkiem. Po wielu sesjach z tym tytułem jestem pewien, że wspomniane zabiegi nie wystarczyły, by stworzyć naprawdę dobrego „massiva”, ani nie wystarczyło sił na dorównanie nawet którejkolwiek z solowych odsłon.
Początek zabawy przebiega w klasycznym stylu – dobieramy śmiałka, który będzie reprezentował jedno z trzech stronnictw (The Dagerfall Convenant, The Aldmeri Dominion oraz The Ebonheart Pact), a następnie wybieramy jego rasę. To właśnie ta decyzja spowoduje, w której części świata rozpoczniemy nasze zmagania, wszak każda ma inną lokację startową. Kreację przyszłego bohatera wieńczymy doborem odpowiedniej specjalizacji, tudzież klasy, oraz, spośród tuzina suwaków i suwaczków, dobieramy wygląd. Moment, gdy przychodzi czas na dopasowanie linii podbródka i wysokości kości policzkowych może pochłonąć naprawdę masę czasu. Edytor jest rozbudowany niczym w serii The Sims, co jest tylko zaletą, wszak spośród tysięcy graczy każdy chce wyglądać unikatowo.
Scenariusz prezentuje akcję umieszczoną milenium przed wydarzeniami z „piątki”. Historia rozbija się o pakt podpisany przez rodzinę Thern i potężnym nekromantą Mannimarco – ci pierwsi chcieli za wszelką cenę odzyskać władzę nad Imperium, ale nie wiedzieli, że Mannimarco ugadał się wcześniej z potężnym demonem Molag Balem. Ten z kolei nie pragnie niczego innego, jak przejęcia władzy nad światem. Na mocy podpisanego paktu Molag Bal wskrzesza dawnych wojowników, którzy wracają na Ziemię w postaci duchów i dalej kontynuują niedokończone potyczki, zaś dodatkowo zrzuca na nasz glob potężne, między wymiarowe kotwice umożliwiające przedostanie się do innej rzeczywistości.
Fabuła przeplata ze sobą wątki maksymalnie patetyczne, związane przede wszystkim z główną linią fabularną, i te mniej poważne. Humorystyczne, mające karykaturalną postać misje poboczne to doskonała odskocznia od ratowania świata, zaś krótkie historyjki, jakie najczęściej opowiadają owe zadania, potrafią wywołać uśmiech na twarzy. Dzięki temu łatwiej znosimy dłuższe, przeciętne i nieco bardzie żmudne typy questów, o których nieco dalej.
MMO jak każde inne, a tak różne
Na początek zastanówmy się, co tak naprawdę daje przerzucenie części realiów Skyrima i mnóstwa innych mechanizmów z pozostałych odsłon serii, w świat massively multiplayer online? Absolutnie nic. Jesteś typowo graczem solowym i chciałbyś rozpocząć przygodę ze wspomnianym gatunkiem właśnie od TESO? Odradzam. Jesteś wprawiony w MMO i chcesz sprawdzić coś nowego na rynku? Polecam, choć nie teraz. Generalnie wokół tej gry może powstać kilka obozów, którym poleciłbym kupienie sieciowych Elder Scrollsów, albo kategorycznie bym tego odradzał.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler