W każdej planszy będziemy zmuszeni do wykonania jakiegoś zadania. A to poszukamy paliwa, a to zlokalizujemy brata, a to dowiemy się czegoś o punkcie ewakuacji, itp. Co istotne, często spotkamy także innych poszkodowanych, którzy poproszą nas o wykonanie jakiejś misji pobocznej – chociażby w postaci odnalezienia zaginionej osoby, czy też dostarczenia leków i żywności. Spełniając takie przysługi otrzymamy oczywiście bonusy w postaci nowego ekwipunku, ale również zyskamy np. nowego towarzysza (o tych za chwilę). Wszystko to jest kolejnym czynnikiem pozytywnie wpływającym na odbiór Survival Instinct, choć prawdę mówiąc trochę żałowałem, że nie przygotowano większej ilości questów. Mimo to ogólny efekt i tak pozostaje dobry.
Świat opanowany przez zombie pełen jest niebezpieczeństw, musimy więc wykorzystać wszelkie dostępne środki do odpierania ataków szwendaczy – te bowiem rzucą się na nas natychmiast gdy znajdziemy się w ich zasięgu, a często zaatakują też z zaskoczenia, kiedy przejdziemy obok ciała wyglądającego na trupa. Aby stawić czoła wyzwaniom pozyskamy dużą ilość ekwipunku bojowego, rozsianego niemal we wszystkich miejscach. Znajdziemy noże, siekiery, maczety, młoty, czy topory, którymi posiekamy kąsaczy. Walka wręcz nie należy oczywiście do szczególnie bezpiecznych, toteż lepszą opcją okaże się wykorzystywanie broni palnych – a tych także jest sporo. Rewolwer, pistolet, karabiny powtarzalne, karabin z lunetą, kilka rodzajów strzelb, granaty, czy w końcu kusza, to naprawdę liczny i przydatny asortyment środków perswazji. Pamiętajmy jednak, że giwery (oprócz kuszy) wywołują hałas, który przywoła do naszej osoby pobliskie pokraki – jeśli więc chcemy unikać większych kłopotów, musimy korzystać z nich roztropnie. Warto dodać, że twórcy, chcąc utrzymać klimat zaszczucia, nie udostępniają graczowi przesadnie dużych ilości amunicji, zmuszając go do wykazania się pewną oszczędnością i, w miarę możliwości, eliminowania zombie w zwarciu.
Same starcia należą do przyjemnych, choć niestety nie zostały do końca dopracowane. Przede wszystkim nieco ucierpiała walka wręcz, pozbawiona charakteru i rozmachu, przez co nie zawsze skuteczna i precyzyjna. Broń charakteryzuje się różną siłą ataku, zasięgiem i szybkością ciosu, ale w praktyce nie starcza to na w pełni satysfakcjonujące toczenie bojów. Ataki są zbyt proste, mało płynne i schematyczne. Zbrakło też opcji zadawania ciosów więcej niż jednemu nieumarłemu naraz. Zdarzają się także absurdalne sytuacje, w których dojdzie do szarpaniny z kąsaczami – wtedy naszym zadaniem jest szybkie namierzenie głowy potwora i dźgnięcie go nożem. Absurd polega na tym, że w tym momencie atakować może nas tylko trzymający nas oponent, a pozostali stoją nieruchomo – przez co okazuje się to dobrą metodą do eliminowania nawet kilkunastu bestii na raz. Zamysł twórców chyba był nieco inny. Zupełnie inaczej, bo lepiej, ma się z kolei sprawa korzystania z broni palnej. Dzięki dopracowanemu systemu wspomagania celowania gracz nie musi mieć wielkich umiejętności, by za pomocą najprostszej broni siać popłoch wśród krwiożerczych zombie. Rozwalanie na szczątki tak licznej ilości głów dostarcza naprawdę sporo frajdy i nie mam tu praktycznie żadnego zastrzeżenia!
Pewną cechą, która nie przypadła mi do gustu, jest notoryczne odradzanie się „walkerów”. Rozumiem, że autorom chodziło o zwiększenie poczucia niebezpieczeństwa, ale wieczne pojawianie się żywych trupów dosłownie znikąd bywa uciążliwe. Ile razy bowiem oczyścimy sobie jakiś plac, nagle wpadamy na stwora, który zadaje nam kolejne rany. Męcząca sytuacja, na szczęście nie zawsze trzeba walczyć.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler