The Walking Dead: Survival Instinct, w pierwszych, zagranicznych ocenach, zyskało już miano crapa roku i, o zgrozo, może być ciężko taką opinię odkręcić. Wydaje mi się, że wypadałoby ogłosić konkurs na „najbardziej skrzywdzoną przez recenzentów grę” i zacząć samemu przyznawać w nim nagrody. Gdyby takowy faktycznie powstał, Survival Instinct byłby zdecydowanym faworytem. Z niewiadomych dla mnie przyczyn (dobra, z wiadomych, ale z kultury własnej je przemilczę) gra Terminal Reality zyskuje średnią ocen w granicach 3/10, co jest po prostu absurdem i ignorancją. Nowe The Walking Dead to bowiem jeden z ciekawszych i bardziej innowacyjnych FPSów ostatnich miesięcy i zarazem gra, która skrywa olbrzymi wręcz, choć niestety wykorzystany połowicznie, potencjał.
Wszystko rozbija się o to, że Survival Instinct nieładnie wygląda. I rzeczywiście – grafika produkcji jest co najmniej słaba, przestarzała i tania. Ale z grami komputerowymi jest trochę tak, jak z facetami: to, że niektórzy z nas są brzydcy, nie oznacza jeszcze, że złe z nas chłopaki… I z Survival Instinct jest dokładnie tak samo – brzydkie z niego kaczątko, ale z dobrym serduszkiem.
Akcja gry przenosi nas do wydarzeń sprzed tych znanych z serialu, skupiając się na braciach Darylu i Merle’u Dixonach. My przejmiemy kontrolę nad Darylem (ten twardziel z kuszą), który – jak chyba zresztą każdy mieszkaniec wirtualnego świata – zostanie przytłoczony plagą zombie i za wszelką cenę spróbuje uratować własną skórę. Jego głównym celem będzie odnalezienie niesfornego (jak zawsze zresztą) brata Merle’a i odszukanie jakiegoś schronienia przed plugawymi Szwendaczami/Kąsaczami. Rzecz jasna w świecie The Walking Dead nic nigdy nie mogło być proste i tak też będzie tym razem. Podróż Daryla Dixona usiana jest trudnościami nie tylko związanymi z samymi „żywymi trupami”, a również z innymi ocalałymi, niekoniecznie wyznającymi zasady „fair play”. Przyjemnej wędrówki raczej nie oczekujcie.
Nakreślona fabuła jest, prawdę mówiąc, raczej przeciętna i nierówna. Bardzo naiwny i sztuczny wstęp do gry uderza swoim niedopracowaniem, choć później jest już nieco lepiej: historia Daryla nabiera klimatu znanego z serialu, pewne zwroty akcji z nieprzewidywalnym Merlem dobrze oddają charakter tej postaci (ogólnie nieźle przedstawiono relacje dwóch braci), zaś finał to zupełnie sensowne zwieńczenie historii Survival Instinct. Im dalej, tym lepiej. Koniecznie trzeba zwrócić tu uwagę na to, że postacie Daryla i Merle’a posiadają twarze i głosy aktorów znane z telewizyjnych Żywych Trupów, co niewątpliwie stanowi spory plus produkcji.
W różnorakich, felernych recenzjach notorycznie krytykowano gameplay i pisano o Survival Instinct jako o grze produkowanej „na szybko” i „bez pomysłu”. Cóż, mam więc wrażenie, że graliśmy w dwie różne produkcje, bowiem dzieło Terminal Reality, w moim odczuciu, charakteryzuje się rozgrywką co najmniej oryginalną i przemyślaną, choć faktycznie nieco niedopracowaną (co nie przeważa nad całokształtem). Jak już zapewne wiecie, dzieło zalicza się do gatunku dość klasycznych FPSów, a naszym głównym zadaniem będzie eksploracja kolejnych lokacji i walka z obleśnymi Szwendaczami (lub ich unikanie). Tytuł opiera się na motywie podróży: Daryl, zasiadając za kółkiem swojego czterokołowca, będzie jeździł pomiędzy kolejnymi lokacjami, by szukać na nich ratunku przed plagą zombie. Ostateczny kierunek naszej drogi zawsze będzie jednakowy, ale Survival Instinct często pozwala na dokonywanie wyboru pomiędzy jedną z dwóch aren, jaką zechcemy w następnej kolejności odwiedzić (wszystko dzięki zaimplementowanej mapce). Dzięki temu grę z powodzeniem można ukończyć dwa razy, odkrywając nieznane wcześniej terytoria. Pomysł dobry, choć oczywiście w takim modelu chciałoby się trochę więcej swobody.
Przy tworzeniu leveli autorzy z zupełnie dobrym skutkiem starali się odzwierciedlić typowe dla The Walking Dead motywy. Co rusz natrafimy na zniszczone domostwa, rozkraczone auta, prowizoryczne barykady, no i co najważniejsze – na setki trupów i szwendaczy. Muszę przyznać, że owe lokacje prezentują się nadzwyczaj przyjemnie: są na ogół dość dużych rozmiarów, zawierają sporo budynków, które możemy przeszukać (ciemne i baaardzo nieprzyjemne), no i co najważniejsze – wszystko zaprojektowano z pomysłem i „jakąś” wizją. Wbrew temu, co można usłyszeć, świat Survival Instinct posiada dużo klimatu, który nadzwyczaj dobrze przemawia do fanów serialu. Poza tym, autorzy starali się uczynić ze swoich poziomów plansze nieliniowe, dające graczom pewną swobodę przy ich eksploracji. Nie zawsze udało się to w pełni, ale absolutnie nie musimy obawiać się klaustrofobii.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler