Rozgrywka to w zasadzie kalka poprzedniego Torchlighta (czy w końcu Diablo 2). Każdy akt zaczynamy w czymś w rodzaju „miasta-bazy”, gdzie zrobimy zakupy, przechowujemy ekwipunek, przyjmujemy zadania (choć to uczynimy także poza „bazą wypadową”) i wykonujemy inne, pomocne nam czynności (np. regeneracja zdrowia). Do każdego takiego osiedla przylega najczęściej kilka dość rozległych plansz, na których wykonamy powierzone nam zadania, zwiedzimy rozlokowane gdzieniegdzie podziemia czy jaskinie i wyeliminujemy setki napotkanych bestii (co ciekawe – przed wkroczeniem do którejkolwiek lokacji wyświetli się informacja, jaki poziom doświadczenia bohatera będzie optymalny dla przejścia danego etapu). Rozgrywka przygotowana została w sposób dynamiczny, będziemy zatem zmuszeni do stosunkowo regularnego korzystania z eliksirów życia czy many (szczególnie w dalszych fragmentach zabawy) oraz uważnego i szybkiego wybijania faktycznie dużej ilości kreatur. Tak naprawdę na tym przede wszystkim skupia się cała zabawa. Zwiedzamy, walczymy, zbieramy ekwipunek (o nim za moment), czasem z kimś pogadamy... i to w zasadzie tyle – Torchlight 2 nieszczególnie odbiega od przyjętych schematów. Jego mocną stroną jest natomiast doprawdy szybka, niekoniecznie bardzo trudna (choć to oczywiście zależy od poziomu trudności) i stosunkowo widowiskowa zabawa, gwarantująca dużo frajdy. Dodajcie do tego niemałą ilość wspomnianych zdolności, a otrzymacie solidną, relaksującą produkcję z gatunku hack’n’slash. Niestety, nawet w obliczu tych wszystkich wspaniałości, gra potrafi przynudzać.
Mimo że zabawa wydaje się widowiskowa i żywa, tak mnie już w drugim akcie zaczęła trochę nudzić. Wynika to przede wszystkim z tego, że Torchlight 2 już po dość krótkim czasie staje się stosunkowo tendencyjny i pomimo pewnych urozmaiceń w każdym z aktów, rozgrywka sprowadza się tylko do parcia po kolejnych lokacjach i eksterminowania coraz trudniejszych i liczniejszych oponentów. Powiecie, w Diablo było de facto tak samo - ale jednak doznania z dzieła Blizzard były rzeczywiście o wiele większe. Z czego więc wynika różnica? Przede wszystkim z tego, o czym wspomniałem wcześniej. Torchlightowi brakuje tej głębi, która przyciąga gracza do monitora i motywuje do dalszego zapoznawania się z produkcją. Oczywiście może być tak, że będziecie się dobrze bawić aż do napisów końcowych i kompletnie niepotrzebny Wam będzie do tego jakakolwiek opowieść – nie widzę ku temu przeszkód. Jeśli jednak oczekujecie nieco większych doznań możecie poczuć się zawiedzeni, że te okażą się tylko powierzchowne.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler