Wydana w 2000 roku (jak ten czas leci…) gra American Mcgee’s Alice była bez wątpienia produktem niezapomnianym i śmiało mogę zaryzykować tezę, że do dnia dzisiejszego powstało niewiele tytułów o tak charakterystycznej, psychodelicznej i zarazem genialnej atmosferze. Nikt w związku z tym raczej się nie spodziewał, że na kontynuację tegoż hitu przyjdzie nam czekać aż 11 lat, bo i w końcu dobrze też pamiętam, że Pan American Mcgee tuż po sukcesie Alicji zapowiadał kolejne dzieła o zbliżonym do niej klimacie. Te jednak ostatecznie nigdy się nie ukazały (poza nieszczególnie godnym uwagi American Mcgee’s Grimm). Wszyscy starzy sympatycy z pewnością więc zacierali ręce na premierę sequela mrocznych przygód w Krainie Czarów, ale niestety muszę Was zmartwić – Alice: Madness Returns jest kontynuacją boleśnie wręcz słabą i nudną, a jej twórcy – mało znane studio Spicy Horse - w ogóle nie poradziło sobie z powierzonym mu zadaniem.
To, za co w szczególności gracze pokochali American Mcgee’s Alice, to jej sugestywny klimat. Wszechobecne zło, a także wyciekająca z ekranów monitorów szaleńcza aura były niemal namacalne i bez wątpienia mało kto był w stanie oprzeć się ich urokowi. Niestety – jeśli pamiętacie tą niesamowitą atmosferę i chcielibyście jej zaznać ponownie, to… nie pozostaje Wam nic innego, jak ponownie odpalić pierwowzór. Alice: Madness Returns nie zawiera bowiem nawet ćwiartki klimatu swojego poprzednika, a cała groza i psychoza nabrały niemal komicznych wręcz kształtów. Twórcom zupełnie nie udało się powielić tej tajemniczości i grozy sprzed 11 laty, przez co, mimo że Madness Returns jest grą groteskową i karykaturalną, jest też jednocześnie produkcją nazbyt lekką i pocieszną, co w rezultacie tworzy nastrój nijaki.
W żaden sposób nie ratuje go też scenariusz, w końcu będący mocną stroną American Mcgee’s Alice. Fabule zdecydowanie zabrakło rozmachu i kopa, a w związku z tym nie ma też ciekawszych zwrotów akcji. Naszą bohaterkę poznajemy 10 lat po wydarzeniach zaprezentowanych w roku 2000. Dziewczyna nadal nie pozbierała się do kupy po swoich traumatycznych przejściach. Wspomaga się usługami znanego psychiatry, ale i to ostatecznie okazuje się średniej jakości kuracją. W końcu Alicja niespodziewanie znowu trafia do Krainy Czarów, którą będzie musiała ocalić przed postępującą degradacją. Jak widać, brzmi to dość znajomo, ale niestety wszystko przygotowano bez polotu i pompy, a z tego powodu kwestia fabularna również nie zalicza się do mocnych stron gry.
Innym bardzo dużym problemem produkcji jest to, że okazuje się ona być absolutnie nieproporcjonalnie długa w stosunku do regularności z jaką będzie odkrywała przed nami wszelkie swoje atrybuty. Alice: Madness Returns należy do tytułów niekrótkich (jak na tego typu zręcznościówki), bowiem na jej przejście powinniśmy przeznaczyć ok. 14-16 godzin (zabawę podzielono na 6 aktów, a każdy starcza na średnio 2,5-3 godziny). Szkoda tylko, że 3 godziny spokojnie wystarczą na to, abyśmy odkryli wszystkie karty Alicji i zapoznali się praktycznie z każdym jej aspektem. W rezultacie niemal od razu wyposażymy się w każdy dostępny rodzaj broni (łącznie jest ich niestety tylko 4!) i odkryjemy kilka innych zdolności naszej protagonistki, a co za tym idzie - dalsze etapy nie będą miały już praktycznie niczego świeżego do zaoferowania. Czeka nas po prostu okrutnie monotonne przebijanie się przez kolejne, typowo „zręcznościowe” poziomy, na których będziemy, dodatkowo, w bardzo prosty i niewyszukany sposób eliminować wiecznie powtarzających się oponentów. Koszmarna nuda!
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler