Godzilla Minus One - recenzja. Najpotężniejszy potwór kina powraca!


bigboy177 @ 13:56 02.12.2023
Marcin "bigboy177" Trela
Czasem coś piszę, czasem programuję, czasem projektuję, czasem robię PR, a czasem marketing... wszystko to, czego wymaga sytuacja. Uwielbiam gry, nie cierpię briefów reklamowych!

O premierze Godzilla Minus One dowiedziałem się z zaskoczenia, nieco ponad miesiąc temu. Jako że od zawsze byłem fanem tego przerośniętego dinozaura, nie mogłem się do kina nie wybrać.

Seria filmów Godzilla obchodziła niedawno swoje 70-lecie. By upamiętnić to wyjątkowe wydarzenie, do kin trafiła produkcja zatytułowana Godzilla Minus One, za której reżyserię odpowiada jeden z najlepszych japońskich filmowców, Takashi Yamazaki. Polska premiera widowiska miała miejsce wczoraj, a jako że miałem okazję wziąć w niej udział w sieci kin Multikino, postanowiłem przygotować niniejszą recenzję. Mam nadzieję, że dzięki niej będziecie wiedzieć czy warto się na seans wybrać, czy lepiej go odpuścić.

Zacząć wypada od tego, że nie miałem jakiś przesadnie dużych oczekiwań. Ostatnie filmy z serii Godzilla nieszczególnie mnie porwały, więc nie nastawiałem się na nic szczególnego. Liczyłem na upakowany akcją obraz, z porządnymi efektami specjalnymi oraz zjadliwym wątkiem fabularnym. Nie stawiałem na żadne zaskakujące twisty, ani nic podobnego. I wiecie co? Już na wstępie mogę Wam zdradzić, że po seansie byłem bardzo zadowolony.

Fabularnie rzecz biorąc, Godzilla Minus One jest bardzo w porządku. Historia, jaką przygotował Yamazaki trzyma się kupy, mówiąc kolokwialnie, i w żadnym momencie się nie dłuży. Do scenariusza wrzucono też wiele wątków ukrytych, będących alegorią naszych oraz nam bliskich czasów. Wszystko zaczyna się w 1945 roku po zakończeniu drugiej wojny światowej na wyspie Odo. Główny bohater opowieści, pilot kamikaze zwany Kōichi Shikishima ląduje na niej awaryjnie i znajduje schronienie wśród stacjonujących tam żołnierzy. Niestety najbliższa noc okazuje się prawie dla wszystkich tragiczna. Na wyspie pojawia się przypominająca dinozaura, Godzilla. Nie jest ona jeszcze krwiożerczym potworem, którego znamy z filmów, ale mimo to zabija wszystkich prócz Shikishimy (któremu tchórzostwo ponownie ratuje skórę) oraz głównego mechanika, Sōsaku Tachibana. Mijają kolejne lata, a Godzilla, w wyniku prób nuklearnych prowadzonych przez Stany Zjednoczone Ameryki, mutuje. Niszczy kilka statków należących do floty USA, by następnie wyruszyć w kierunku Japonii.

Nie będę się oczywiście rozpisywał więcej na temat scenariusza, ale – jak wspomniałem – jest on bardzo dobrze przygotowany. Trzyma w napięciu do samego końca. Są wątki romantyczne, jest trochę thrillera, jest odrobina patetyzmu… autentycznie niczego tu nie brakuje. Co też kluczowe, obraz jest w pełni japoński, co oznacza oczywiście japońską obsadę, japońskie dialogi, tamtejszy sposób wypowiadania się, grania itd. Widać jednocześnie, że na swoje dzieło Yamazaki zgromadził spory budżet. Wszystko jest dopracowane w najmniejszych szczegółach. Kostiumy, scenografia, efekty specjalne – na niczym nie oszczędzano, a dzięki temu Godzilla Minus One bez problemu stanąć może do walki z największymi hollywoodzkimi blockbusterami.

Jeśli chodzi o efekty specjalne, za których nadzorowanie także odpowiadał Yamazaki, najistotniejszym ich elementem jest oczywiście tytułowa Godzilla oraz zniszczenie, jakie sieje w japońskich miastach oraz na okolicznych wodach. Wszystkie efekty wykonano autentycznie i bardzo dobrze. Niezależnie od tego, czy mówimy o eksplozjach, destrukcji budynków, czy animacjach potwora, nie sposób się do czegokolwiek przyczepić. Niektórzy widzowie narzekali nieco na animacje oraz wygląd Godzilli, ale trzeba pamiętać, że tak właśnie ona wyglądała w pierwszych filmach. Budowa jej ciała została nieco podrasowana, ale w znacznej większości jej nie tknięto. Ma zatem dość duży tułów, niewielką głowę oraz wątłe górne kończyny. Chodzi też nieco dziwnie, ospale, na krawędzi równowagi, przy czym mam wrażenie, że takie założenia mieli graficy. Jeśli mnie pamięć nie myli, dokładnie w ten sam sposób zachowywała się Godzilla w filmach japońskich, które oglądałem jeszcze na kasetach VHS za dzieciaka.

Ze wszystkich efektów zdecydowanie najlepiej wypadł ten, który obserwujemy gdy Godzilla przygotowuje się do strzelenia swoim zabójczym, radioaktywnym promieniem. Najpierw bestia gromadzi energię, by następnie wypuścić ją wywołując … tego nie zdradzę. Wygląda to świetnie i buduje klimat grozy. Autentycznie widać strach w oczach aktorów oraz niecierpliwość w oczach widzów, czekających na to co się wydarzy – przynajmniej w pierwszej scenie tego typu. Konsekwencje są dość zaskakujące i dlatego nie chciałbym nic więcej na ten temat wspominać.

Godzilla Minus One to nie tylko świetne efekty specjalne, mogące konkurować bez problemów z efektami z największych amerykańskich hitów, ale również bardzo naturalnie i sugestywnie przygotowana scenografia, świetna gra aktorska oraz - a może nawet przede wszystkim - wątki ukryte pod powierzchnią, związane z ludźmi, społeczeństwem oraz naszą naturą. Akcja filmu toczy się zaraz po drugiej wojnie światowej, a filmowcom udało się bardzo dobrze odwzorować wygląd miast z tamtego okresu. Najpierw mocno zdemolowanych przez wojnę, a następnie odbudowywanych przez zapracowanych Japończyków. W trakcie seansu jesteśmy świadkami krytyki wojny, eksperymentów z bronią nuklearną, a nawet koncepcji pilotów kamikaze. Reżyser otwarcie przyznaje m.in. że w obliczu jednego z największych konfliktów zbrojnych w naszej historii, ludzie u władzy przestali się liczyć z tymi, których powinni chronić. Traktowano ich jako mięso armatnie, narzędzie do osiągnięcia zwycięstwa. Gdy atakuje Godzilla armie stają się jednak bezużyteczne, a najważniejsze okazuje się wspólne działanie oraz pomysłowość, nie brutalna siła. Yamazaki wyśmienicie wplótł w swój film wiele ukrytych przesłań i myślę, że wielu widzów po opuszczeniu sali przez długo będzie o dziele Japończyka rozmawiać.

Podsumowując, polecam udanie się na seans – szczególnie jeśli pamiętacie Godzillę sprzed lat i wiecie, że nie będzie przeszkadzał Wam jej wygląd oraz sposób poruszania się. Oba te elementy są dość charakterystyczne, przy czym dla mnie to była zaleta, a dla niektórych oglądających wada. Nie ma tu jednak w żadnym razie reguły, albowiem moja nastoletnia córka wyszła z kina zadowolona i powiedziała, że chętnie wybrałaby się na seans jeszcze raz. Ja drugi raz do kina nie pójdę, ale gdy  Godzilla Minus One pojawi się w streamingu, to na pewno sobie ją odświeżę. Jeśli miałbym przykleić do mojego tekstu ocenę, to daje porządne 9/10. Czemu nie więcej? Bo niektóre efekty specjalne na pewno dałoby się jeszcze dopieścić. Na to przyjdzie jednak czas w kontynuacji.

Sprawdź także:
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):
0 kudosBarbarella.   @   17:33, 02.12.2023
Z tego co kojarzę to japeńskie filmy z Godzillą były swego czasu kultowe chociaż pewno dzisiaj nie da się tego oglądać, gdzieś tam jakiś fragment mi mignął. W całości widziałam tylko amerykańską Godzillę Rolanda Emmericha. Chętnie bym zobaczyła jednak jak Godzilla wraca do Japonii, tam gdzie się narodziła. Lubię kino akcji z tzw. efektem łaaałłł pod warunkiem że to nie jacyś Avengersi czy Batmani. Zadziorny A taka japońska Godzilla to ciekawa alternatywa jak sądzę. Szczęśliwy