WIRTUALNA CYCOLINA
Arena walk, kalejdoskop barw, kanonada ciosów i... kobiece biusty podskakujące w rytm uderzeń, o ile nie odwrotnie. BalOOny -> tekstury majaczące w dali, bo tak wielkie monstra przesłaniają cały świat, nawet samego rywala. Kim jest ta seks-BOMBA, jeśli nie wirtualną Cyco-liną? Trafne i na miejscu, bo jak lina chwyta, hipnotyzuje i przyciąga męskie spojrzenia, złudzenie - może też zacisnąć pętlę wokół szyi i udusić. Tak rysują mi się bijatyki a la SOULCALIBUR 4, kiedy witają mnie pierwszoplanowe kobiece gabaryty o średnicy małego stadionu. Aż dziw bierze, że przy jednym ruchu jeszcze nie eksplodowały. Chodząca bomba - dobrze, że ten bolesny i absurdalny „atut” nie jest wykorzystywany jako np. wyrzutnia rakiet, choć na pierwszy rzut oka nasuwa się i taka myśl.
Męskie charaktery wyglądają o wiele normalniej, wyrośnięte King Kongi opływające testosteronem, ot co... a kobiece najczęściej groteskowo, taką kolej rzeczy odbieramy w mordotłukach. Jest to rażące i krzywdzące dla płci, nie bez kozery przecież zwanej piękną. Polemizowałabym, cechą kobiety rzekomo jest piękno, wirtualne czy nie, a domeną piękna jest atrakcyjność. To, co serwują developerzy, mija się z tym o kilometr, sądząc po wielu dyskusjach i komentarzach (dla kilku ze stu budzi zachwyt i uwielbienie, czytaj „ślini się do pikselowych arbuzów, lasek aka króliczki Playboya”), sytuacja ta zalatuje targetowaniem gimnazjalisty, a przecież nie tylko do takiej grupy wiekowej adresowany jest ten gatunek gier.
Nie, nie mam kompleksów, człowiek ze zdrowym podejściem nie będzie ich miał, po prostu drażni mnie stereotyp wizerunku podawanego graczom niemal na siłę, tego całego „120-40-90” i nóg pod niebo. Trochę realizmu, przecież my - gracze/ki - mamy się z nimi identyfikować. Nie za bardzo mogę, kiedy na plan toczę się ja-truck w dosłownym słowa znaczeniu. I trudno podziwiać, bardzo ładne, delikatne rysy twarzy, bo reszta ciała została okaleczona, napakowana sztucznością - silikonowym omamem. Dla mnie to żadne trendy, przoduje tu przerost wielkości nad naturalnością, a nie wszystko, co olbrzymie, musi być akceptowane. To tak jakby cyber-mężczyźnie powiększono nad stan "klejnoty". Nie rzucałabym się jeśli chodziłoby o potwora, obcego czy kosmitę. Wątpię również, by męska społeczność potrafiła skupić się na efektywnym ataku lub uniku. Napiszę brzydko - one wyglądają jak prostytutki, nie do śmiechu mi z nimi się utożsamiać, nie ten typ, choć groteska i nieproporcjonalność żeńskich postaci na pewno śmieszy.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler