Cytat: Uxon
Ciekawe czy były w ogóle jakiekolwiek poważne beta testy tego "hitu". Gra wypuszczona przez chciwych nieudaczników, którzy żerują na naiwniakach co zamówili pre-ordery / kupili w dniu premiery. Nie od dziś wiadomo, że gówno dobrze rozreklamowane i podane też może się nieźle sprzedać. Przecież to jawna kpina i policzek dla graczy. Dla ludzi nie mających cierpliwości do ściągania milionów patchy powinna być zwyczajnie opcja zwrotu (klient ma prawo do reklamacji, jeśli nie jest zadowolony z produktu, który zakupił). Ciekawe jakie miny mieliby giganci z EA, gdyby połowa gier sprzedanych to były zwroty;) (wiem, to nierealne). Chociaż wystarczyłoby zamiast gonić na złamanie karku do sklepu od razu poczekać pół roku, by dostać produkt dopracowany, tańszy i po prostu cieszyć się grą (jak zresztą zasugerował Dirian pod koniec recenzji). Bo albo twórcy z premedytacją wypuścili ten szmelc ze względu na terminy, albo co gorsza sądzili, że wszystko jest tak jak powinno być i dopiero odzew na forum im co nieco uświadomił.
Wiesz co? Moim zdaniem sam problem tkwi w tzw. pomyśle open-bety. Nie od dziś wiadomo, że jakaś szalona wręcz liczba graczy traktuje to jako możliwość darmowego pogrania sobie, lub jako wersję demo. Liczba graczy zgłaszająca jakiekolwiek błędy natomiast jest przy tej drugiej dość znikoma. To prowadzi później do niepotrzebnego zdziwienia, że produkt mimo otwartej-bety ma tyle błędów. Ma, ponieważ liczono, że gracze zrobią robotę za testerów, którym trzeba by było zapłacić. Tymczasem, gracze sobie pograli, błędów nie zgłaszali i jest jak jest.
Ja jestem przeciwnikiem czegoś takiego jak open-beta. Wszelkie testy powinny odbywać się wewnątrz firmy. Jeśli już chce się poznać zdanie gracza, należy organizować rekrutacje, gdzie normalnie przychodzi ktoś X, np. lat 16. Podpisuje umowę, że tam nie może ujawniać tego i tamtego, pogra i podzieli się swoimi spostrzeżeniami. Za to dostaje jeszcze jakieś gadżety, typu koszulka, smyczki, ewentualnie jakąś tam grę, lub po prostu kasę i wszyscy są happy. Tak, np. wiem że robi chociażby Techland.
Jak widzę oferty pracy, co trzeba umieć, aby zostać testerem gier w jakiejś firmie to przede wszystkim ludzie umiejący programować i obsługiwać programy pomagające w automatyzacji testów. Mam natomiast wrażenie, że w większości firm, brakuje zwykłego kolesia, który być może nie ma pojęcia o automatyzacji testów, nie wie jak napisać prostą pętlę "for" czy chociażby wyrzucić na ekran "hello world"... ale który przegra tytuł na wylot 180 razy, który wyliże każdą ścianę itd. Gdyby taka osoba była zatrudniana, jestem przekonany, że tego typu bugi jak w przypadku najnowszego Batmana czy Battlefielda 4 nie miałyby miejsca.