Gra trochę odczekała na mojej wirtualnej półce na steam, po lekturze kilku recenzji miałem względem tej produkcji pewne oczekiwania. Niestety Final Fantasy XV nie okazał się jRPG na jaką liczyłem, to nie bajkowa FF IX, nie FF X gdzie narzekałem trochę na plażowe klimaciki że o siódmej odsłonie nie wspomnę, bo do tej nie ma startu. Moim zdaniem 15 odsłona Final Fantasy okazała się grą mdłą, pełną nieciekawych misji pobocznych które szybko zarzuciłem. W sumie dobrze, bo dzięki temu końcówka gry była wyzwaniem i tyle. By nie spojlerować w szczegóły się zagłębiać nie będę.

Mechanika. Nie wiem czy to wina mojego nieogarnięcia ale walka trudniejszymi potworami była na tyle nierensponsywna że koniec końców polegała na tłuczeniu jednego ataku, naprzemiennie z rzucaniem od czasu do czasu czarem. Zero taktyki znanej z poprzednich odsłon, chwilami miałem wrażenie że gram w jakiegoś slasher’a. Poważniejszych przeciwników nie dało się za cholerę „czytać” nigdy nie było wiadomo kiedy zrobią kontrę, lub jakiegoś speciala. Ale co tam, ciutkę grindu, nakupienie potek i żaden przeciwnik nam nie straszny, to nie powinno tak działać. No i te sumony, z bezsensownymi cutscenkami gdzie czasami nie było nic widać, po co to, na co to dlaczego w takiej postaci? Oj nie zżyłem się z Noctisem, Gladiolusem,oraz panami Ignis i Promto, jeszcze pogram od czasu do czasu na NG, może odkryję to coś co być może pominąłem, zostały jeszcze dodatki może dam rady, może.