Ciągłe porównywanie gier „trudnych” do serii Dark Souls japońskiego studia From Software to irytująca maniera wielu graczy, a zwłaszcza dziennikarzy (głównie tych drugich). Ale zaraz, przecież to samo zrobiłem w tytule: „Dark Souls gier z samochodami”. Bo tak jak we wszelkiego typu produkcjach soulslike, w SnowRunnerze najmniejszy błąd na trasie może kosztować utratę ładunku i oznaczać holowanie do najbliższego garażu!
Wyobraźcie sobie, że macie trasę do pokonania. Trochę zawijasów, nierówny teren. Padało, zrobiły się kałuże. Naczepa podłączona, towar gotowy do wyjazdu, punkt docelowy widnieje na mapie.
Mija dwadzieścia minut, czterdzieści, wszystko idzie opornie, bo wiadomo, że po koleinach czy małych bajorach w trakcie drogi nie wrzucimy piątego biegu – te musimy zmienić na specjalny tryb, wolniejszy. W końcu ostatnia prosta. A tam niespodzianka. Ciężarówka zakopana. Dawaj, włączaj wyciągarkę i podczepiaj się do jakiegoś okolicznego drzewa. Kolejna niespodzianka – same młode drzewka naokoło, wyciągarka łamie je jak zapałki, znikąd pomocy.
Wyjść jest – o dziwo, bo to nie żaden nieliniowy „erpeg”, tutaj nie jesteśmy w stanie wybrnąć charyzmą czy zastraszeniem – kilka. I nie każde kończy się pozytywnie! Ba, w mojej historii przewozów w SnowRunnerze tylko kilka na – powiedzmy – kilkadziesiąt podejść tego typu miało swoje szczęśliwe zakończenia. Możemy skorzystać ze wspomnianego holowania do najbliższego garażu. Nic za to nie płacimy, a nawet uzupełnione zostanie paliwo w baku. No ale wtedy musimy odczepić ładunek, który przewoziliśmy i zostawić go na środku drogi – po pas w błocie czy śniegu. I zadanie będzie musiało wystartować od początku. O ile oczywiście zmodyfikujemy wóz (naturalnie – za pieniądze) w taki sposób, by poradził sobie z ekstremalnymi warunkami. Albo kupili nowy.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler