Finalnie zatem zamiast pirackiej, pełnej nietuzinkowych przygód i awantur, odysei jest ona bardziej ekonomiczno-zarządczą zabawą w landlorda; zwłaszcza, gdy dotrzemy do wspomnianego przeze mnie końca fabularnej przygody i zaczniemy się bawić w magnata, króla pirackiego podziemia przemytniczo-handlowego: Imperium Kręgu. Paradoksalnie to właśnie ten tryb, a może raczej kolejna warstwa rozgrywki jest zdecydowanie najciekawszym elementem Skull and Bones. W grach z reguły to raczej napisy z twórcami determinują finał i odłożenie na półkę przechodzonego tytułu (na zawsze lub na jakiś czas). Tutaj jest odwrotnie: pierwsze 20-30 godzin, gdzie walczymy z głównymi i okazjonalnie pobocznymi questami, zdają się być zbędną przystawką.
I dopiero wtedy gra nabiera rumieńców. Napadanie na wrogie konwoje, przejmowanie manufaktur by generować z nich dochód pasywny, zdobywanie kolejnych regionów i zamienianie je we własne imperium - to może się podobać. Ponadto w trakcie powrotu ze zbioru łupów nie działa szybka podróż, więc sami musimy zatroszczyć się o bezpieczne ich składowanie w skarbcu - a nierzadko jest to całkiem trudne z uwagi na rozliczne ataki wrogich grup. Szkoda, że przychodzi to tak późno i jest tylko niewielką łyżeczką miodu w tej gargantuicznej beczce dziegciu. Jest to generalnie słaba gra, w którą można się nawet dobrze bawić. Paradoks, ale cóż poradzić: mimo wszystko walka jest na tyle dynamiczna, a szanty na tyle wciągające, że przemieszczanie się i starcia z innymi statkami pozwalają nawet na poczucie odrobiny frajdy.
Jednak co z tego, skoro kropką nad i w negatywnym tego słowa znaczeniu jest oprawa graficzna. Co tu się dzieje, to nie mam siły nawet pytać - tryb wydajności to kpina niewarta włączenia; rozdzielczość spada wtedy to jakichś 720p, a tekstury są brzydsze niż w przytaczanym często i gęsto Black Flag z 2013 roku (i to z wersji na Xboksa 360). Tryb jakości nieco poprawia komfort zabawy, niemniej jednak i tutaj nie jest kolorowo. Przede wszystkim straszą wszelkie mijane wyspy i wysepki. Elementy otoczenia doczytują się w najgorszy możliwy sposób, czyli dosłownie przed naszymi oczyma; do tego dochodzi marna ich jakość. Nie lepiej też prezentują się animacje twarzy czy ogólnie modele postaci. Trudno mi uwierzyć, że produkcja nie dawała rady na poprzedniej generacji - Xboksie One i PlayStation 4 - bo momentami ta gra wygląda, jakby była dla nich opracowana. Na szczęście ścieżka dźwiękowa oraz szanty - grające tutaj niemalże główną rolę - nadrabiają niekorzystne efekty graficzne. Jednak cóż z tego, skoro problemów, braków i niedociągnięć jest tyle, że trudno to czymkolwiek przypudrować.
Niestety, ale tutaj nic nie trzyma się - mówiąc kolokwialnie - kupy: ani to pirackie, ani strategiczne, ani wystarczająco ekonomiczne. Zbieranie surowców jako minigierka absolutnie nie pasuje, abordaż czy plądrowanie manufaktur sprowadzone do cut-scenek wygląda bardzo marnie w kontekście tego, na co pozwalał przecież niejako pierwowzór, czyli Assassin's Creed 4: Black Flag. Wyraźnie czuć i widać, że to gra po wielu, wielu przejściach, gdzie początkowo miała być zupełnie czymś innym. Tak naprawdę są tu tylko dwa plusy: soundtrack (i szanty, wliczając je na poczet dźwięku) oraz… wydanie tego tytułu; nareszcie skończyła się odyseja związana z przekładaniem daty premiery. Skull and Bones to definicja zmarnowanego potencjału.
Okropna |
Grafika: Oprawa graficzna straszy i trudno wyciągnąć z niej jakieś pozytywne aspekty. W trybie wydajności rozdzielczość to pewnie jakieś 720p, a nawet w trybie jakości gra straszy wiecznie doczytującymi się i bardzo niskiej jakości elementami mijanych wysepek. |
Dobry |
Dźwięk: Ścieżka dźwiękowa i szanty to jeden z naprawdę nielicznych pozytywów. |
Słaba |
Grywalność: Tytuł na siłę został wciśnięty w ramy "gry-usługi", gdzie realizujemy misje i wyzwania narzucane nam przez deweloperów w ciągu życia gry. Poza tym gracz, jeśli chce się bawić sam, musi przebrnąć przez naprawdę kiepską i schematyczną fabułę, w której poznaje ten zlepek niepasujących do siebie elementów. Dopiero endgame nabiera rumieńców, ale nie wiem, kto do niego dotrwa. |
Słabe |
Pomysł i założenia: Skull and Bones może i miało na siebie jakiś pomysł, ale było to pewnie z pięć lub sześć lat temu. Teraz to potwór Frankensteina. |
Okropna |
Interakcja i fizyka: Projektanci stwierdzili, że skoro tak mało gracz chodzi własnoręcznie wykreowanym bohaterem, to na siłę muszą mu wcisnąć jakieś interakcje związane ze statkiem - takie jak np. minigierka w pozyskiwanie surowców (drewna, minerałów itp.). |
Słowo na koniec: Skull and Bones to słaba gra, w której można się nawet trochę pobawić. Jeśli nie chcemy zmarnować blisko 300 złotych na ten produkt, to musimy zacisnąć zęby i bardzo mocno wsłuchać się w szum fal, szanty śpiewane przez załogę i od czasu do czasu podziwiać fajerwerki przy walce z przeciwnikami. Ale tylko jeśli bardzo się uprzemy. |
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler