Skull and Bones (XBOX X/S)

ObserwujMam (1)Gram (0)Ukończone (1)Kupię (0)

Skull and Bones (XBOX X/S) - recenzja gry


@ 03.03.2024, 11:14
Mateusz "Materdea" Trochonowicz
Klikam w komputer i piję kawkę. ☕👨‍💻

Finalnie zatem zamiast pirackiej, pełnej nietuzinkowych przygód i awantur, odysei jest ona bardziej ekonomiczno-zarządczą zabawą w landlorda; zwłaszcza, gdy dotrzemy do wspomnianego przeze mnie końca fabularnej przygody i zaczniemy się bawić w magnata, króla pirackiego podziemia przemytniczo-handlowego: Imperium Kręgu. Paradoksalnie to właśnie ten tryb, a może raczej kolejna warstwa rozgrywki jest zdecydowanie najciekawszym elementem Skull and Bones. W grach z reguły to raczej napisy z twórcami determinują finał i odłożenie na półkę przechodzonego tytułu (na zawsze lub na jakiś czas). Tutaj jest odwrotnie: pierwsze 20-30 godzin, gdzie walczymy z głównymi i okazjonalnie pobocznymi questami, zdają się być zbędną przystawką.

I dopiero wtedy gra nabiera rumieńców. Napadanie na wrogie konwoje, przejmowanie manufaktur by generować z nich dochód pasywny, zdobywanie kolejnych regionów i zamienianie je we własne imperium - to może się podobać. Ponadto w trakcie powrotu ze zbioru łupów nie działa szybka podróż, więc sami musimy zatroszczyć się o bezpieczne ich składowanie w skarbcu - a nierzadko jest to całkiem trudne z uwagi na rozliczne ataki wrogich grup. Szkoda, że przychodzi to tak późno i jest tylko niewielką łyżeczką miodu w tej gargantuicznej beczce dziegciu. Jest to generalnie słaba gra, w którą można się nawet dobrze bawić. Paradoks, ale cóż poradzić: mimo wszystko walka jest na tyle dynamiczna, a szanty na tyle wciągające, że przemieszczanie się i starcia z innymi statkami pozwalają nawet na poczucie odrobiny frajdy.

Jednak co z tego, skoro kropką nad i w negatywnym tego słowa znaczeniu jest oprawa graficzna. Co tu się dzieje, to nie mam siły nawet pytać - tryb wydajności to kpina niewarta włączenia; rozdzielczość spada wtedy to jakichś 720p, a tekstury są brzydsze niż w przytaczanym często i gęsto Black Flag z 2013 roku (i to z wersji na Xboksa 360). Tryb jakości nieco poprawia komfort zabawy, niemniej jednak i tutaj nie jest kolorowo. Przede wszystkim straszą wszelkie mijane wyspy i wysepki. Elementy otoczenia doczytują się w najgorszy możliwy sposób, czyli dosłownie przed naszymi oczyma; do tego dochodzi marna ich jakość. Nie lepiej też prezentują się animacje twarzy czy ogólnie modele postaci. Trudno mi uwierzyć, że produkcja nie dawała rady na poprzedniej generacji - Xboksie One i PlayStation 4 - bo momentami ta gra wygląda, jakby była dla nich opracowana. Na szczęście ścieżka dźwiękowa oraz szanty - grające tutaj niemalże główną rolę - nadrabiają niekorzystne efekty graficzne. Jednak cóż z tego, skoro problemów, braków i niedociągnięć jest tyle, że trudno to czymkolwiek przypudrować.

Niestety, ale tutaj nic nie trzyma się - mówiąc kolokwialnie - kupy: ani to pirackie, ani strategiczne, ani wystarczająco ekonomiczne. Zbieranie surowców jako minigierka absolutnie nie pasuje, abordaż czy plądrowanie manufaktur sprowadzone do cut-scenek wygląda bardzo marnie w kontekście tego, na co pozwalał przecież niejako pierwowzór, czyli Assassin's Creed 4: Black Flag. Wyraźnie czuć i widać, że to gra po wielu, wielu przejściach, gdzie początkowo miała być zupełnie czymś innym. Tak naprawdę są tu tylko dwa plusy: soundtrack (i szanty, wliczając je na poczet dźwięku) oraz… wydanie tego tytułu; nareszcie skończyła się odyseja związana z przekładaniem daty premiery. Skull and Bones to definicja zmarnowanego potencjału.


Długość gry wg redakcji:
25h
Długość gry wg czytelników:
28h 40min

oceny graczy
Okropna Grafika:
Oprawa graficzna straszy i trudno wyciągnąć z niej jakieś pozytywne aspekty. W trybie wydajności rozdzielczość to pewnie jakieś 720p, a nawet w trybie jakości gra straszy wiecznie doczytującymi się i bardzo niskiej jakości elementami mijanych wysepek.
Dobry Dźwięk:
Ścieżka dźwiękowa i szanty to jeden z naprawdę nielicznych pozytywów.
Słaba Grywalność:
Tytuł na siłę został wciśnięty w ramy "gry-usługi", gdzie realizujemy misje i wyzwania narzucane nam przez deweloperów w ciągu życia gry. Poza tym gracz, jeśli chce się bawić sam, musi przebrnąć przez naprawdę kiepską i schematyczną fabułę, w której poznaje ten zlepek niepasujących do siebie elementów. Dopiero endgame nabiera rumieńców, ale nie wiem, kto do niego dotrwa.
Słabe Pomysł i założenia:
Skull and Bones może i miało na siebie jakiś pomysł, ale było to pewnie z pięć lub sześć lat temu. Teraz to potwór Frankensteina.
Okropna Interakcja i fizyka:
Projektanci stwierdzili, że skoro tak mało gracz chodzi własnoręcznie wykreowanym bohaterem, to na siłę muszą mu wcisnąć jakieś interakcje związane ze statkiem - takie jak np. minigierka w pozyskiwanie surowców (drewna, minerałów itp.).
Słowo na koniec:
Skull and Bones to słaba gra, w której można się nawet trochę pobawić. Jeśli nie chcemy zmarnować blisko 300 złotych na ten produkt, to musimy zacisnąć zęby i bardzo mocno wsłuchać się w szum fal, szanty śpiewane przez załogę i od czasu do czasu podziwiać fajerwerki przy walce z przeciwnikami. Ale tylko jeśli bardzo się uprzemy.
Werdykt - Słaba gra!
Screeny z Skull and Bones (XBOX X/S)
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):
1 kudosDirian   @   11:21, 03.03.2024
Niesamowite jest, jak mając takie dobre podstawy pod grę piracką jakimi było AC 4: Black Flag, można wypuścić takie badziewie, wycinając z tego nawet abordaż (który przecież w Black Flag działał dość sprawnie). Grałem chwilę w bete i dało się tu wyczuć duży potencjał na fajną piracką przygodę, ale jak zwykle czego Ubisoft się ostatnio nie dotknie, to popsują (to zbyt delikatne słowo, ale niech będzie).
1 kudosMaterdea   @   11:48, 03.03.2024
Cytat: Dirian
ale jak zwykle czego Ubisoft się ostatnio nie dotknie, to popsują (to zbyt delikatne słowo, ale niech będzie).
Bardzo mocno się nie zgodzę, ponieważ ostatnie rzeczy wyszły im generalnie dość fajnie: Riders Republic (nie tak do końca jest to ostatnia rzecz, ponieważ wyszła w 2021 roku, wróciłem i bawię się lepiej niż za pierwszym razem), The Crew: Motorfest, Prince of Persia: The Lost Crown czy nawet ten Avatar z zeszłego roku (szkoda zmarnowanego marketingu).