Cała idea kręci się wokół kart gromadzonych przez naszą bohaterkę. Dzielą się one na kilka rodzajów: obrażeń, broni, obrony, oszustw oraz porady. Możemy je kupować za lokalną walutę lub otrzymywać w zamian za pokonywanych przeciwników. Oczywiście głównie musimy je nabywać drogą kupna, ponieważ na każdą z dzielnic narzucony jest limit przedmiotów, które możemy otrzymać. W każdym razie za ich pomocą kompletujemy własną talię - tutaj do gry wchodzi wspomniana wyżej kostka Dicey. Musimy ją “napełnić” specjalnymi kryształami, strzelając z posiadanej domyślnie procy w pewne fragmenty ciała oponentów. Odpowiednia suma ładuje kartę, a ta następnie jest wyciągana z talii i nakładana nam “na rękę”. Kiedy tylko pojawi się na naszym ekranie, wtedy możemy wyrzucić Dicey, a suma oczek ilość cyfrę punktów akcji - czas staje w miejscu i możemy się zastanowić.
O ile sam pomysł na walkę nie zmienia się na przestrzeni gry, o tyle okoliczności - bo trudno nazwać to różnymi trybami - owszem. Na przestrzeni około 15-20 godzinnej (górna granica jest dla tych, którzy mają zamiar “lizać ściany”) kampanii dostajemy m.in. wariant z grą planszową, gdzie suma wyrzucanych przez nas oczek determinuje również to, ile ruchów wykona pion. Później dochodzi także zmodyfikowana jej wersja - zabawa jest bardziej rozbudowana i podzielona na fazy.
Nie mogło tu też zabraknąć bossów - jest baśni, muszą być potężni przeciwnicy, a jakże! Walki z nimi to pomieszanie oklepanych patentów, gdzie np. jegomość wysyła na nas kilka oddziałów pospolitych pachołków, a później sam staje się wrażliwy na ciosy. Są jednak też perełki, takie jak walka z Royamem, w której między niszczeniem kolejnych jego popleczników prowadzimy z nim walkę na rymy. W ogólnym rozrachunku jednak odniosłem wrażenie, że potyczek jest czasami zbyt dużo. Zwłaszcza pod koniec gry stają się strasznie męczące, ponieważ niedużo się w nich zmienia. Fajny pomysł na samym początku w późniejszych fazach staje się monotonny.
Na ogromne uznanie zasługuje ścieżka dźwiękowa, która idealnie oddaje nastrój oraz klimat gry. Skomponowana w typowo baśniowym stylu, czyli z wykorzystaniem orkiestry symfonicznej, pełna pompatycznych elementów, bogata i rozbuchana. Z tą małą ciekawostką, że nie skorzystano z usług prawdziwych muzyków,, a za skomponowaniem stoi komputer - autorem ścieżki jest Blake Robinson, który wykorzystał do tego syntetycznych grajków.
Koniec końców jednak Zoink Games dowiozło niezwykłą produkcję! Ich ostatnia gra, Fe z 2018 roku, była co prawda ciekawą inicjatywą, niemniej jednak sprawiała wrażenie bardziej jakiegoś eksperymentu. Teraz, w Lost in Random, dostaliśmy pełnowymiarowy produkt z wciągającą (a także pouczającą) historią, baśniowym, Burtonowskim klimatem, oraz z całkiem intrygującym połączeniem dynamicznej walki z karcianką. Szkoda, że starcia pod koniec stają się lekko nużące. Jednak możliwość obejrzenia jeszcze jednego przerywnika filmowego, usłyszenia konkluzji narratora, podziwiania tego ekscentrycznego stylu steampunka wymieszanego z XIX-wiecznym angielskim manieryzmem - to wszystko sprawia, że gra jest naprawdę warta świeczki.
Świetna |
Grafika: Choć nie jest to najbardziej zaawansowany graficznie produkt, z jakim mierzyłem się w 2021 roku, to przez swój charakterystyczny styl oraz kilka filtrów powoduje, że jest chyba najciekawszym! |
Świetny |
Dźwięk: Ścieżka dźwiękowa to klasyczne, baśniowe słuchowisko, które za każdym razem brzmi fenomenalnie - fani nie będą zawiedzeni. |
Świetna |
Grywalność: Choć systemu walki, w którym za broń, atak i obronę służą nam karty, na początku trudno się przyzwyczaić, to później schemat staje się intuicyjny. Szkoda tylko, że przez niewiele urozmaiceń, pod koniec powoduje znużenie. |
Świetne |
Pomysł i założenia: Kraina, w której rządzi losowość, a rzut kością do gry determinuje to, jaką decyzję podejmujemy, jest już na papierze intrygujący. Gdy dodamy do tego charakterystyczny, Burtonowski charakter, baśniową otoczkę i klimatycznego narratora opowiadającego historię z offu - dostajemy coś magicznego! |
Dobra |
Interakcja i fizyka: Otoczenie samo w sobie niewiele ma nam do zaoferowania. |
Słowo na koniec: Lost in Random to kolejna świetna gra w programie EA Originals i obok It Takes Two - moim zdaniem - śmiało może pretendować do kilku kategorii związanych z rocznymi podsumowaniami. Studio Zoink Games dowiozło świetną, charakterną i "jakąś" przygodową grę akcji! |
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler