Aby zróżnicować rozgrywkę, co pewien czas mamy pojedynki z bossami. Raz przebiegają one w formie normalnej wymiany ognia. Mamy zatem kolesia, który kilkakrotnie przewyższa odpornością zwykłe mięso armatnie, a do jego zgonu prowadzi specjalny pasek „energii”. Dopiero gdy go wyzerujemy, facet odchodzi w zaświaty. Drugi typ pojedynków z szefami, to te znane z westernów. Dwóch twardzieli staje naprzeciw siebie, jeden wyciąga broń, a drugi musi nie dać się zabić, zabijając wcześniej. Ten, kto wystrzeli celniej i szybciej wygrywa – prosta sprawa. Sam system strzelania taki prosty już nie jest. Przystępując do pojedynku mamy dwa wskaźniki. Pierwszy to skupienie, a drugi, pozycja ręki ponad bronią. Za pomocą gałek analogowych staramy się tak ustawić oba współczynniki, aby pokazywały liczbę jak najbliższą 100%. W pewnym momencie zaczynamy słyszeć bicie serca, możemy wtedy sami wyciągnąć broń (zostaniemy jednak uznani za tchórza) lub poczekać aż zrobi to oponent. Gdy tak się stanie, sięgamy po rewolwer, wymierzamy i strzelamy, jednocześnie unikając kul wroga – jeśli skubaniec odda strzał przed nami. Jak widać, dosyć to skomplikowane. Po kilku razach łatwo jednak wszystko ogarnąć. Jeśli chodzi o rolę pojedynków, to myślę, że nakreślają klimat, bo szczególnie emocjonujące nie są. Człowiek bardziej skupia się na współczynnikach, niż na samym strzelaniu, a chyba nie o to chodzi w FPS-ie.
Prócz kampanii dla jednego gracza – posiadającej dwa zakończenia, przy okazji – są jeszcze dwa inne modele rozgrywki. Pierwszy to arcade, a chodzi w nim o to, że możemy odpalić dowolny poziom i starać się zdobyć jak najwięcej punktów – na koniec każdej rundy jest widoczne bowiem podsumowanie naszej skuteczności. Drugi to pojedynki. Stajemy oko w oko z jakimś rewolwerowcem i próbujemy go wyeliminować, nim ten sięgnie po swojego gnata. Niestety nie ma żadnych rozgrywek wieloosobowych. Pozostaje bitwa na punkty.
Nie jest to jedyny minus Call of Juarez: Gunslinger. Natrafiłem bowiem na kilka technicznych zgrzytów, ewentualnie dziwnych rozwiązań. Kuleje sztuczna inteligencja. Przeciwnicy nie potrafią robić nic, prócz biegania od przeszkody do przeszkody, z okazyjnym wychylaniem łba żeby oddać strzał. Czasem zdarzało mi się przejść jakąś dziwną, niewidzialną granicę i cofany byłem do ostatniego punktu kontrolnego – bez jakiejkolwiek informacji dlaczego tak się stało. Okazyjnie trudno skierować wzrok protagonisty na leżącą na ziemi broń. Musimy więc „polować” celowniczkiem aby podnieść nowego gnata. Na koniec jeszcze drobnostki pokroju przelatujących przez drzewa kul oponentów, kiedy my nie możemy zrobić tego samego z deską, oraz dziwne trajektorie lotów dynamitu. Skubaniec potrafi się podkręcić i wylądować pod naszymi nogami. Ja pytam – jak?
Od strony audio-wizualnej, jest poprawnie, powiedziałbym nawet dobrze z plusem. Grafika jest odrobinę komiksowa i przyjemna dla oka, ale niestety w niektórych przypadkach, np. gdy przemierzamy tereny górzyste, robi się mało przejrzysta. Ciężko wychwycić poszczególne elementy otoczenia, wszystko jakby zlewa się w jedną całość – prawdopodobnie ze względu na charakterystyczną kolorystykę. Poza tym nie mam większych zarzutów. Tekstury są dobrej jakości, animacje płynne, narracja świetna, a muzyka pogrywa taka, jak potrzeba i tam, gdzie potrzeba.
Podsumowując, Call of Juarez: Gunslinger to powrót serii do korzeni i mam nadzieję, że już tam pozostanie. Nie chciałbym widzieć kolejnych eksperymentów pokroju The Cartel. Dziki zachód to idealna tematyka, nie jest zbytnio wyeksploatowana, wciąż jest dużo historii do opowiedzenia, a przede wszystkim, klimat jest nie do pobicia. Jeśli właśnie tego oczekujecie, to Gunslinger będzie w sam raz. Kupujcie, nie pożałujecie.
Dobra |
Grafika: Silnik graficzny radzi sobie bardzo dobrze, czasem w kość daje zbyt podobna kolorystyka obiektów. Efektów specjalnych też nie ma szczególnie dużo. |
Świetny |
Dźwięk: Narracja jest mistrzostwem. Reszta na wysokim poziomie. |
Dobra |
Grywalność: Nieco monotonne misje sprawiają, że dłuższe posiedzenie z grą może znudzić. Ale grając godzinkę dziennie, znużenie Was nie dopadnie, a bawić będziecie się przednio. |
Dobre |
Pomysł i założenia: Niektóre zwroty akcji wykonano po mistrzowsku. Podoba mi się też prosty, acz dobrze wykonany system rozwoju bohatera oraz punktowania efektowniejszych akcji. |
Przeciętna |
Interakcja i fizyka: Fizyka jest dość skromna. Można wysadzić tylko beczki. Dobrze natomiast, że ciała wrogów odpowiednio reagują na kule. |
Słowo na koniec: Call of Juarez: Gunslinger nie zawiódł mnie nawet w najmniejszym stopniu. To dobra strzelanka, w sam raz na kilka wieczorów. |
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler