W grze jest strasznie wiele rzeczy do zebrania. Nie wszystkie są wymagane do jej ukończenia, jednak szukanie kolejnych klatek z uwięzionymi Elektrunami, płynne przeskakiwanie z platformy na platformę i zbieranie latających milusińskich, jest centralnym ośrodkiem nowego Raymana. Jeżeli jakimś cudem udałoby Wam się zaliczyć całą produkcję bez najmniejszych problemów, to zdobycie wszystkiego i dodatkowo przejście poziomów na czas, napsuje Wam nieco krwi. Wyzwanie gwarantowane, kilkanaście godzin spędzonych przy konsoli również.
Z biegiem czasu nasi podopieczni zdobywają nowe moce. Pierwsze zadania polegają na uwalnianiu Nimf, które w ramach zadośćuczynienia dają nam możliwość szybowania, zmieniania rozmiaru, czy biegania po ścianach. Nie ma tego za wiele, ale późniejsze etapy zaprojektowano w ten sposób, by wykorzystywać wszystko, co fabryka dała. Biegniemy na pełnym gazie, wykonujemy skok, w locie trzymamy przycisk, by przeszybować sporą odległość, bujamy się na linie, by po chwili biegnąć do góry nogami. Istne szaleństwo, nierzadko wymagające doskonałego wyczucia czasu.
Poziomy podzielono na kilka światów, przemierzamy więc pustynie, pływamy, ślizgamy się na lodzie, walczymy z robotami w jakiejś fabryce, gonimy po stole kuchennym i tłuczemy po gębie gotująca się marchewkę, wchodzimy nawet w głąb wielkiego potwora czy skaczemy w powietrzu po elementach rozpadającego się budynku. Jednak to jeszcze nie wszystko, bo twórcy przygotowali nie lada atrakcję, przywołującą na myśl świetne scrollowane shootery 2D. Dosiadamy komara i lecimy w prawo, po drodze plując kulkami do nadlatujących przeciwników, bądź zasysając ich do środka owada. Nawet nie piszę, jak to śmiesznie wygląda, ważne, że gra się prześwietnie. Szkoda tylko, że takich przerywników jest zaledwie kilka, ale niestety nie można mieć wszystkiego.
Gra wypchana jest po brzegi zawartością, pamiętam jak początkowo chcieli ją sprzedawać w ramach cyfrowej dystrybucji. Uwierzcie, może i na pierwszy rzut oka wygląda jakby nie była warta 180 zł, ale rzeczywistość jest całkowicie inna. Po pierwsze, tyle rozrywki, przez tyle godzin, bez jako takiego multi (kooperacja się nie liczy) nie zapewni chyba żadna inna produkcja, która nie jest reprezentantem gatunku RPG. Kurcze, zdeczka przesadziłem, jest sporo tytułów, które potrafią przyciągnąć na wiele dni, ale obecnie panuje moda na szybkie i krótkie single, więc Rayman jest swego rodzaju zaprzeczeniem tych trendów. Samo ukończenie tytułu to czas rzędu 8 godzin. Później czeka nas dozbieranie reszty Elektrunów i zębów, by odkryć dodatkowy level, co da pewnie drugie 8 godzin. Do tego należy jeszcze doliczyć bicie czasów, niektóre są naprawdę upierdliwe, więc jeszcze ze 4 godzinki się znajdą (jak nie więcej). 20 godzin na skompletowanie wszystkiego to moje przypuszczenia, bo jeszcze tego nie zrobiłem, ale myślę, że jak się pomyliłem, to chyba jedynie dlatego, że zaniżyłem cyferkę. W takim Call of Duty w tym czasie zaliczycie kampanię na Weteranie, zbierzecie wszystkie znajdźki, skończycie grę drugi raz, trzeci, tylko po co? Kończymy singla, zbieramy, co jest do zebrania i albo multi, albo na sprzedaż, bo celów już żadnych nie ma. Tutaj jest ich od cholery, a najfajniejsze jest to, że się nie nudzą, nawet głupie kolekcjonowanie skórek dla bohaterów sprawia frajdę.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler