
O Red Dead Redemption było głośno w sieci już dawno i bez wątpienia jest to jeden z tytułów, na który gracze z całego świata czekali z niecierpliwością. Nie każdy wie, iż nie jest to pierwsza produkcja studia Rockstar, traktująca o tematyce Dzikiego Zachodu. W 2004 roku firma ta wypuściła spod swoich skrzydeł Red Dead Revolver, który niestety okazał się projektem średnio udanym. Twórcy jednak się nie poddali i dzięki temu, w moje ręce trafił jeden z ciekawszych oraz bardziej dopracowanych produktów, w jakie miałem ostatnio okazję zagrać. Czy RDR jest tytułem bezbłędnym, genialnym, dotychczas niespotykanym oraz czy można o nim powiedzieć, że zostanie grą roku 2010?
Stevie Wonder by zauważył, iż nazwy obu gier są dość mocno podobne, jednak faktem jest, iż tytuł to jedyna rzecz która owe produkcje łączy. Red Dead Redemption to bowiem produkt o olbrzymich możliwościach, dający graczowi niesamowitą swobodę działania oraz dość ciekawy wątek fabularny. Wcielając się w postać Johna Marstona przyjdzie nam przeżyć bardzo interesującą i, co ważne, prawdziwą przygodę. Główny bohater za młodu należał do gangu siejącego popłoch na terenie całych Stanów Zjednoczonych. Kiedy dojrzał, poślubił kobietę i założył rodzinę, po czym osiedlił się na farmie. Jak się okazało po latach, los nie przewidział dla niego roli farmera, a amerykański rząd, który nigdy nie zapomniał o jego wyczynach, postanowił upomnieć się o spłatę długu. John, choć chłopak sprawny i znający się na rzeczy, nie był w stanie sprzeciwić się władzy, która pojmując jego rodzinę dała mu dwie możliwości. Wykona dla nich pewną czarną robotę lub już nigdy nie zobaczy żony i syna. Wybór nie był trudny. Podczas wprowadzenia oglądamy animację, w której nasz bohater zostaje odstawiony pociągiem do małego miasteczka Armadillo. Od tego momentu całkowicie kierujemy jego losami. Czarna robota o której wspomniałem, to złapanie lub zabicie kumpli z gangu, do którego niegdyś należał główny bohater – Billa Williamsona oraz Dutcha.
Już na początku możemy się przekonać, iż zadanie to do najłatwiejszych należeć nie będzie. Po krótkiej wymianie zdań z pierwszym z panów, John zostaje ranny. Przypadkiem znajduje go jedna z z rodzin mających w bliskiej okolicy ranczo. Rodzina McFarlane doprowadza naszego kowboja do sprawności, a ich farma staje się areną pierwszych kroków oraz zadań. To tutaj poznamy podstawy jazdy konnej, strzelania oraz zasady, jakimi rządzi się rozgrywka w RDR. Jak się można szybko przekonać, kontrolowanie poczynaniami naszego podopiecznego jest bardzo podobne do tego, znanego z GTA IV. W ogóle w wielu elementach oraz mechanice gry można znaleźć podobieństwa. Pewne lokacje czy też obszary świata dostępne stają się dopiero po pchnięciu odpowiednio daleko głównego wątku fabularnego, a radar pełniący rolę mini mapki to dokładnie ten znany z Liberty City. Jednak z pewnością nie jest to żaden minus, a dla graczy zaznajomionych z „Czwórką”, odnalezienie się w świecie oraz kontrolowanie pada będzie zadaniem znacznie ułatwionym.

W RDR przyjdzie nam wykonywać najróżniejsze zadania oraz przysługi. John, oprócz głównego celu, jakim jest znalezienie i wyeliminowanie bandziorów, weźmie udział w rewolucji meksykańskiej, pomoże pilnować farmy przed złodziejami, przepędzi stada bydła, pomoże zwykłym ludziom z ich problemami, czy chociażby stanie się sprzedawcą magicznych napojów. Jedyny zarzut skierowany do zadań to czasami zbyt długie momenty podróży czy zdecydowanie za duża ilość przeciwników pojawiających się z kosmosu. Przykładem niech będzie misja przeprawiania się do Meksyku rzeką. Chyba przez około 5 minut płyniemy wzdłuż brzegu, gdzie co chwila pojawiają się zastępy gringos. Questów pobocznych jest sporo i trzeba powiedzieć, iż dość znacznie wydłużają one czas rozgrywki. Bardzo ważne jest to, iż każdy opowiada historię jakiejś osoby. Nie jest to coś w stylu pojedź, zabierz, przywieź. Przykładowo, pomożemy spełnić marzenia filmowca, ośmieszymy polityków, zneutralizujemy grasującego kanibala – takich smaczków jest cała masa. Przejście głównego wątku z większością zadań to kwestia kilkunastu godzin. Jednak cały geniusz oraz zabawa, jak na sandboxa przystało, to otoczka oraz rzeczy które możemy zbierać oraz robić dodatkowo.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler