Tales of Arise (PS5)

ObserwujMam (0)Gram (0)Ukończone (1)Kupię (0)

Tales of Arise (PS5) - recenzja gry


@ 27.09.2021, 20:04
Adam "Dirian" Weber
Chwalmy Słońce!

Walka, a no właśnie. Starcia w Tales of Arise zasługują na osobny akapit. Starcia odbywają się w czasie rzeczywistym, nie jest to żadna turówka, choć przed pierwszą walką przez ułamek sekundy mogłoby się tak wydawać. Otóż eksplorując świat gry, natrafiamy co rusz na rozstawionych tu i ówdzie przeciwników. Gdy tylko się do nich zbliżymy na stosowną odległość, gra przenosi nas na coś w rodzaju "ringu", będącego wycinkiem mapy którą właśnie przemierzamy. Kto grał w jakiegokolwiek jRPG-a, na pewno wie co mam na myśli.

Pojedynki z przeciwnikami w Tales of Arise są niezwykle dynamiczne - nasz bohater swobodnie biega po mapie, będąc wspieranym przez Shionne, i z czasem także innych pomocników. Grając, skupiamy się głównie na sterowaniu Żelazną Maską, a pozostali herosi pełnią rolę całkiem pomocnych supportów. Mogą nas uleczyć, ale także wspomagają w boju. Dysponują ponadto - podobnie jak Żelazna Maska - atakami specjalnymi, które możemy samodzielnie aktywować. Część z nich wymaga współpracy całej drużyny, nagradzając nas efektowną animacją i skutecznym skurczeniem paska życia wroga.

Tales of Arise - recenzja

System walki jest dość prosty, ale wymaga wyczucia. Bohater dysponuje podstawowym atakiem, a także ciosami specjalnymi, które zużywają tzw. punkty AG. Te regenerują się same, ale pod warunkiem utrzymywania odpowiedniej kombinacji ataków. Warto wyczuć na czym starcia w Tales of Arise polegają, bo znaczna część bandziorów to istne gąbki na ciosy, więc konieczne jest regularne stosowanie ataków specjalnych, odbierających większą część paska życia. Istotą starć jest więc odpowiednie wyczucie rytmu i poznanie zachowania przeciwników. Te ostatnie nie są jednak tak skomplikowane jak chociażby w soulsach, a pewnym zarzutem - jaki można skierować w stronę ToA - jest powtarzalność animacji i ataków, jakie wyprowadzają oponenci. W dalszych fazach zabawy okazuje się bowiem, że gra przestaje nas zaskakiwać, serwując niemilców nie tylko podobnie się zachowujących, ale też nie odbiegających zbytnio wizualnie od ich słabszych odpowiedników z pierwszych regionów. Tutaj twórcy mogli bardziej popuścić wodze fantazji, ale pewnym pocieszeniem jest fakt, że bitwy są na tyle dynamiczne i pełne efektów specjalnych, że gra mimo wszystko nie nuży.

Ciekawostką jest, że części starć możemy uniknąć. Lokacje w Tales of Arise są w większości mocno korytarzowe, co sprawia, że chcąc przedostać się z punktu A do punkty B musimy po drodze pokonać kilka kolejnych grup bandziorów. Twórcy postanowili dać nam jednak pewien wybór, tworząc dodatkowe korytarze, którymi możemy obejść stojących na naszej trasie przeciwników. Czasami korzystałem z takiej możliwości, bo po pokonaniu grupki uzbrojonych po zęby strażników, nie bardzo chciało mi się walczyć kilka kroków dalej z przerośniętymi insektami. Grając jednak na wyższych poziomach trudności będziemy praktycznie zmuszeni do toczenia wszystkich starć po kolei, co momentami przypomina nieco grindowanie. Pomijając kolejnych wrogów możemy doprowadzić do tego, że protagoniści będą na zbyt niskich poziomach, by popchnąć dalej fabułę.

Tales of Arise - recenzjaTales of Arise - recenzja

Świat w Tales of Arise, jak wspominałem wcześniej, podzielono na całkiem różnorodne regiony. Gra minimalnie zachęca do zaglądania pod każdy kamień, głównie za pomocą skrzynek z mniej lub bardziej przydatną dla rozgrywki zawartością. Plansze nie są jednak zbyt duże, a ich mocno korytarzowa budowa i cała masa niewidocznych ścian powodują, że zwiedzamy bardziej z przymusu niż realnej chęci. Samo środowisko jest jednak całkiem urozmaicone i mimo technicznie przeciętnej oprawy, czasami jest na czym zawiesić oko. Szczególnie atrakcyjnie wyglądają niektóre miasta: pełne detali, roślin, ciekawych budynków. Widać jednak, że twórcy mimo wszystko mieli ograniczony budżet na niektóre elementy, w tym właśnie kreację świata. Sporo lokacji, szczególnie tych bardziej "tunelowych", świeci pustkami i bije po oczach powtarzalnością. Czuć nie tylko budżetowe naleciałości, ale też brak większej swobody. Choć taki projekt plansz jest dość charakterystyczny dla gatunku i nie powinien dziwić największych fanów, to dla pozostałych może wydawać się sporym krokiem wstecz względem znanych open-worldów. Ja przyzwyczaiłem się dopiero po kilku godzinach.


Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):


Powyższy wpis nie posiada jeszcze komentarzy. Napraw to i dodaj pierwszy, na pewno masz jakąś opinię na poruszany temat, prawda?