Lost Planet było jedną z pierwszych gier, które naprawdę pokazały możliwości konsol obecnej generacji. Projekt Capcom oferował dużo dynamicznej akcji, całkiem przyjemny wątek fabularny oraz bardzo efektowną oprawę audio-wizualną. Graczy porwały też wymagające starcia z bossami, których rozmiary mogły przyprawić o zawroty głowy. Jak to w przypadku zupełnie nowych marek bywa, Lost Planet jednak nie było idealne. Wśród najbardziej irytujących elementów można było wymienić dziwne sterowanie, kiepsko rozstawione punkty kontrolne, stanowiące jedyny sposób zapisywania stanu zabawy; oraz mało porywający tryb rozgrywek wieloosobowych. Tworząc „dwójkę” deweloper obiecał zająć się wszelakimi niedociągnięciami i zaoferować zupełnie nowe doznania. Co ciekawe, druga zapowiedź faktycznie weszła w życie, aczkolwiek szkoda, że nie jest to w tym przypadku rzecz pozytywna. Dlaczego? Zapraszam do dalszej lektury.
Akcja Lost Planet 2 rozgrywa się dziesięć lat po wydarzeniach ukazanych w pierwowzorze. Planeta, którą znamy z jedynki przeszła całkiem udanie proces terraformowania, w wyniku którego jej klimat zmienił się nie do poznania. Lodowce zaczęły ustępować, a w ich miejsce wkroczyły tropikalne dżungle, rozległe miasta, a nawet pustynie. Oprócz poziomów na powierzchni zwiedzimy też podmorską głębię, przestrzeń kosmiczną, a nawet wnętrzności jednego, dość znacznych rozmiarów, Akrida. Gracz stanowi członka ekipy Śnieżnych Piratów, którzy postanowili przejąć glob, nazwany EDN III – tak dla przypomnienia – tylko dla siebie. W mieszankę wkraczają też siły korporacji Nevec, pragnące jak najdłużej i jak najdokładniej eksploatować energię termalną, drzemiącą w rdzennych mieszkańcach planety – Akridach.
Fabuła, którą podzielono na sześć sporych rozdziałów, te natomiast na pomniejsze etapy, jest bardzo zamieszana i mało spójna. W rezultacie, ciężko zrozumieć, o co dokładnie chodzi i dlaczego robimy to, co robimy. Projekty poziomów również nie powalają i, mimo że oferują duże zróżnicowanie krajobrazów, wyglądają tak, jakby je ktoś złożył na szybko. Na domiar złego, brakuje wskazówek odnośnie celów naszych zadań. Bardzo często, zatem, błądzimy po levelach w poszukiwaniu choć drobnej podpowiedzi. Eksploracja w obliczu wroga często kończy się śmiercią, a wówczas nie pozostaje nic innego jak rozpocząć dany etap od początku. Lost Planet 2 nie dysponuje żadnymi punktami kontrolnymi, ani zapisami w dowolnym miejscu. Jeśli zginiecie pod koniec, nawet godzinnego fragmentu poziomu, będziecie musieli rozpoczynać od startu. Niewątpliwie durne posunięcie ze strony dewelopera, aczkolwiek nie mamy na nie żadnego wpływu. W napływie złości warto wyłączyć grę i odstawić na chwilę kontroler. Jeśli nadal będziecie uparcie przeć do przodu może się okazać, że pad wyleci przez okno – irytacja nie raz sięgnie zenitu. Pośród najbardziej wkurzających momentów wymienić można przejażdżkę dwoma pociągami oraz level, w którym musimy aktywować przekaźniki rozmieszczona na różnych poziomach pewnego kompleksu. Niestety mapa dostępna w grze nie informuje czy dany cel jest wyżej, czy niżej w stosunku do naszej obecnej pozycji. W rezultacie, błądzimy po mapie, licząc na łut szczęścia. Tego typu bezsensownych rozwiązań projektanckich w grze obecnych czasów po prostu nie powinno być.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler