Szkoda tylko, że zwieńczenie tej historii okazuje się być... Cóż, nie chcę Wam spoilować, więc po prostu napiszę, że nieco mnie rozczarowało. Zabrakło odpowiedzi na kilka nurtujących pytań. Wątek niby został zamknięty, ale jednak pozostała garść niejasności, które przez kolejnych kilka godzin spędzały mi sen z powiek, a kończyłem zabawę tuż przed wschodem słońca (realnego). Aż chciałoby się ujrzeć kontynuację, ale to raczej wątpliwe w przypadku produkcji tego kalibru.
Część osób będzie także marudzić na długość gry, napisy końcowe da się bowiem ujrzeć już po około 5 godzinach zabawy. To krótko, tym bardziej, że twist fabularny następuje dopiero w około 3/4 rozgrywki, więc końcowe minuty uciekają nieubłaganie. Wyraźnie widać jednak, że ekipa z Campo Santo nie chciała na siłę przedłużać opowiadanej historii, bo nie zachęcają nas do zbieractwa czy czegokolwiek, co mogłoby sztucznie wpływać na czas, jaki spędzamy w wirtualnym lesie.
Szybko dociera też do nas, że początkowo, zdaje się, rozległy teren, w praktyce nie jest wcale tak pokaźny, jak mogłoby się wydawać. Świat stworzony na potrzeby gry posiada pół-otwartą strukturę, co oznacza, że chłopaki z Campo Santo dali nam trochę swobody, byśmy nie czuli się zamknięci w słoiku, ale nie można tu mówić o pełnym open-worldzie. Całość finalnie ma korytarzową strukturę, ale są to na tyle szerokie korytarze, że czujemy się jakbyśmy kroczyli po otwartej lokacji, co jest sprytnym zabiegiem. Szkoda tylko, że wśród tych wszystkich jezior, strumieni, lasów i kanionów, nie ma zbyt wielu zwierząt, które mogłyby wypełnić pustkę otwartych przestrzeni. Choć gdzieś tam w tle słychać coś poruszającego się w krzakach, a z oddali docierają ćwierki ptaków, to jednak wirtualny świat sprawia wrażenie pustawego.
Rozgrywka nie różni się wiele od innych chodzonych produkcji, ale bynajmniej nie jest tak nużąca, jak chociażby w przypadku Zaginięcia Ethana Cartera. W Firewatch często i gęsto korzystamy z naszej krótkofalówki, nie tylko by pogadać sobie z Delilah, ale także, aby raportować jej porozrzucane w lesie śmieci i dopytywać o zagadkowe miejscówki, jak np. tajemnicza jaskinia. To z kolei sprawia, że w zasadzie cały czas jesteśmy w kontakcie i nawet jeżeli mamy do przejścia znaczną odległość, to towarzyszy nam przy tym przyjemny kobiecy głos z radia. Twórcy postarali się też o odpowiednie urozmaicenia. Raz musimy się wspiąć na wzniesienie przy użyciu liny, innym razem ściąć drzewo, by zrobić kładkę. Regularnie odnajdujemy także kolejne skrzynki, zawierające fragmenty mapy, dzięki którym Henry jest w stanie zaktualizować swój plan o kolejne ścieżki. Tam natrafimy również na zapiski innych strażników, stanowiące kolejną atrakcję scenariusza.
Zatrzymując się jeszcze na chwilę przy mapie, z początku korzystałem z niej dość często, sporadycznie przydawał się też kompas, pozwalający zorientować się w terenie. Z czasem jednak pamiętałem już wszystkie ścieżki, niczym doświadczony leśniczy. Praktycznie cały teren jest dla nas dostępny od samego początku, pomijając może z dwie lokacje, do których wtargniemy wraz z postępem fabularnym. Tyle że, powiedzmy sobie wprost, nie bardzo jest sens chodzić po lesie bez celu, tym bardziej, że w praktycznie każdy zakątek mapy trafiamy w miarę rozwoju historii.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler