Sword Coast Legends to w gruncie rzeczy bardziej inspiracja, niż faktyczne zaimplementowanie systemu D&D5. Widać to chociażby w nauce czarów, o której pisałem powyżej. W papierowym D&D czarodzieje dalej uczą się ich ze zwojów. Ponadto, zabrakło wieloklasowości, możliwości odpoczynku, nie widziałem szczególnych modyfikatorów ataków, a nawet i opisy obrażeń podane są tylko punktowo, a nie przez pryzmat rzutów kostkami. Niestety system D&D jest tu ledwie wyczuwalny, co może stanowić spory zawód dla jego miłośników.
Jakby tego było mało, nie tylko merytorycznie produkcja zawodzi. Twórcy nie ustrzegli się też sporej ilości baboli i to nie tylko ze względu na słabą optymalizację. Gro problemów wystąpiło np. w związku z misjami. Ot teoretycznie na mapie pojawiają się znaczniki miejsc, w których wykonać możemy dane zadanie. Czasami jednak – jak na złość – takie oznaczenia nie figurują, a wskakują dopiero po wykonaniu questa. Cóż – na oko, działa to nie w tą stronę. Zdarzyło mi się też, że nie mogłem ukończyć jakiegoś zadania bo fabuła nie chciała posunąć się dalej. Podobnych usterek znalazłem naprawdę sporo i mam nadzieję, że kolejne łatki naprawią ten stan rzeczy.
Podczas trwania bety miałem okazję testować przede wszystkim tryby Dungeon Crawler i Dungeon Master. W zasadzie w tym temacie nic się nie zmieniło, przekonałem się natomiast, że koniec końców nie są to zbyt interesujące elementy tytułu. Dungeon Crawler to po prostu parcie po podziemiach w towarzystwie wirtualnych lub rzeczywistych kumpli – nic ciekawego. Jako Dungeon Master możemy wprawdzie na bieżąco modyfikować rozgrywkę czterem innym graczom, ale w relatywnie ograniczonym i niezbyt pasjonującym zakresie. Ostatecznie niezbyt wciągnął mnie też kreator własnych przygód. Szybko okazało się, że jest dosyć biedny. Tak naprawdę tryby te są - w mojej opinii - niepotrzebne, korzystniej by było, jakby się twórcy skupili mocniej na kampanii - albo na odwrót. W każdym razie, albo jedno, albo drugie – na obydwa elementy najwidoczniej zabrakło deweloperom czasu i pieniędzy.
Pozytywnym zaskoczeniem okazała się oprawa dźwiękowa. Sword Coast Legends to kawał solidnej, bardzo klimatycznej muzyki, charakterem lekko nawiązującej do - chociażby - Baldur’s Gate (choć niestety nie aż tak wpadającej w ucho). Dobre wrażenie robi też dubbing: świetnie dobrano lektorów i porządnie wyreżyserowano wszelkie rozmówki. Nie mam tu zastrzeżeń - pod względem udźwiękowienia produkcja rzeczywiście stoi na wysokim poziomie.
Podsumowując, Sword Coast Legends nie jest jednak dziełem wybitnym i wszyscy miłośnicy albo systemów D&D, albo świata Forgotten Realms, będą raczej rozczarowani. Choć nie jest to gra zła, bo ostatecznie moje wrażenia są pozytywne, to mimo wszystko dzieło n-Space pozostawia niedosyt. To dość zwyczajny cRPG, stojący tylko trochę powyżej przeciętnej. Nie ma on szans na konkurowanie z ostatnimi, erpegowymi hitami. W żadnym aspekcie nie pokonuje ani Pillars of Eternity, ani Divinity: Grzech Pierworodny, ani Wasteland 2. Jeśli ostatnimi czasy nasyciliście się już grami fabularnymi, Sword Coast Legends możecie sobie odpuścić – nie wniesie on niczego nowego do Waszych doświadczeń i nie zaoferuje niczego nadzwyczaj oryginalnego. Jeżeli wciąż Wam jednak mało i tylko czekacie na odpalenie kolejnego „erpega”, strasznie bardzo zawiedzeni też nie będziecie, pod warunkiem, że nie będziecie oczekiwać "nie-wiadomo-czego". Pogracie, przejdziecie w jakieś 40 godzin i zapomnicie.
Przeciętna |
Grafika: Ani ładne tekstury, ani ładne efekty, ani ładne projekty lokacji... niestety nic nie powala. |
Świetny |
Dźwięk: Zaskakująco przyzwoity, zwraca uwagę przede wszystkim muzyka. |
Przeciętna |
Grywalność: Dla mnie nic nadzwyczajnego, ani się szczególnie dobrze nie bawiłem, ani też bardzo nie umęczyłem. Po prostu przeciętność. |
Przeciętne |
Pomysł i założenia: Twórcy starali się najwidoczniej ulepszyć zasady D&D5. Szczerze mówiąc, niepotrzebnie. |
Przeciętna |
Interakcja i fizyka: Z niektórymi postaciami można pogadać, jakieś beczki rozwalić... szału nie ma. |
Słowo na koniec: Sword Coast Legends jest mocno przeciętne. Ani złe, ani dobre, a szkoda. |
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler