Dirian @ 06.06.2014, 20:36
Chwalmy Słońce!
Adam "Dirian" Weber
Murdered: Śledztwo zza grobu miało solidne podstawy ku temu, by być czarnym koniem wśród tegorocznych nowych marek na rynku gier wideo. Detektyw-duch, miasteczko Salem, ciężki, ponury klimat.
Murdered: Śledztwo zza grobu miało solidne podstawy ku temu, by być czarnym koniem wśród tegorocznych nowych marek na rynku gier wideo. Detektyw-duch, miasteczko Salem, ciężki, ponury klimat. Okazuje się jednak, że solidny fundament nie wystarcza do stworzenia dobrej gry. Trzeba bowiem wykreować jeszcze porządną elewację, a to studiu Artight Games nie bardzo się udało.
W Murdered wcielamy się w postać Ronana O'Conora. Facet niegdyś był przestępcą, raczej drobnym rzezimieszkiem. Wiecie, figura atlety, masa tatuaży, tajemnicze spojrzenie. Typ podmiejskiego cwaniaczka. Zmienił się gdy poznał Julię – narzeczoną, która sprowadziła go na właściwe tory. Ronan postanowił nawet odkupić swoje grzechy z przeszłości i wstąpił do policji. Nie był głupi, więc szybko awansował na detektywa. Bohatera poznajemy w momencie pościgu za Dzwonnikiem – groźnym mordercą, terroryzującym od dłuższego czasu mieszkańców Salem. Do tej pory gość był nieuchwytny, ale ktoś dał cynk Ronanowi, że widział w okolicy Dzwonnika, a ten czym prędzej, bez wsparcia, ruszył stawić mu czoło. Brawura doprowadziła jednak detektywa do zguby – w wyniku nieudanej próby obezwładnienia przestępcy, stróż prawa wyleciał z pierwszego piętra przez okno i stracił przytomność. Gdy się obudził, zobaczył stojącego nad sobą oprawcę, mierzącego w niego z broni. Kilka sekund później padły strzały i Ronan pożegnał się z życiem. W tym momencie rozpoczynamy właściwą historię, przybierając postać zjawy detektywa.
O'Conor prowadzi więc tytułowe śledztwo zza grobu, pomagając policji w rozwiązaniu sprawy Dzwonnika. Robi to przy tym z co najmniej dwóch powodów: chce dorwać zabójcę, ale też jest to jedyna opcja na rozwiązanie pozostawionej na Ziemi sprawy, bez czego nie odejdzie do zaświatów, gdzie czeka na niego ukochana Julia (która zmarła wcześniej). Inaczej, jak wiele innych duchów, będzie na wieki krążył po Salem. Sam Ronan jest postacią wykreowaną raczej przeciętnie. Nie wyróżnia się specjalnie, nie jest zbyt charyzmatyczny. Twórcy bardziej skupili się na wyglądzie detektywa, ubranego w obcisłą kamizelkę i modny kapelusz, niż jego charakterze. A i nie można zapomnieć o wiecznie goszczącym w ustach Ronana papierosie. Ten znika tylko w cutscenkach.
Mimo tego, zdążyłem gościa polubić. Po części pewnie dlatego, że pozostali bohaterowie, jakich spotkamy w przeciągu całej rozgrywki, są jeszcze bardziej nijacy. Jako duch krążący po Salem, możemy rozmawiać z innymi zjawami, ale też wnikać w umysły osób żywych i czytać ich myśli. Konwersacje z tymi pierwszymi sprowadzają się z reguły do usłyszenia ich, najczęściej niezbyt ciekawych, historii. Od czasu do czasu trafimy na jednostkę, której jesteśmy w stanie pomóc – przeprowadzając mini-śledztwo, ustalamy, dlaczego dusza nie może odejść do zaświatów. Łącznie takich przypadków w ciągu całej gry jest kilka, a pomoc kończy się lądującym na naszym koncie achievementem. To takie misje poboczne, które nie mają jednak żadnego związku z fabułą.
Znacznie gorzej wypadają natomiast mieszkańcy Salem. Wniknąć możemy w umysł niemal każdej osoby, by następnie dowiedzieć się, o czym w danym momencie myśli. Brzmi to nieźle, ale już pierwszych kilka nawiedzeń budzi rozczarowanie – każda postać posiada dokładnie dwie sentencje, a ¾ przechodniów zastanawia się, w jak wielkim jest niebezpieczeństwie i jak groźny jest grasujący po mieście morderca. Reszta rozważa o rzeczach zupełnie błahych, a więc podsłuchiwanie nijak nie wpływa na fabułę, czy nawet nie wzbudza ciekawości. W końcu ile razy można wysłuchiwać podobnych, banalnych sekwencji?
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler