Enslaved: Odyssey to the West (PC)

ObserwujMam (24)Gram (4)Ukończone (12)Kupię (2)

Enslaved: Odyssey to the West (PC) - recenzja gry


@ 04.11.2013, 11:45
Mateusz "Materdea" Trochonowicz
Klikam w komputer i piję kawkę. ☕👨‍💻

Enslaved: Odyssey to the West jest tak rewelacyjną grą, że od premiery w 2010 roku skutecznie mnie unikała – zresztą z wzajemnością. Tak się jednak stało, że w końcu Namco Bandai – firma zajmująca się dystrybucją – postanowił wydać Premium Edition także na pecety, co stanowi debiut gry Ninja Theory na poczciwych „blaszakach”.

Enslaved: Odyssey to the West jest tak rewelacyjną grą, że od premiery w 2010 roku skutecznie mnie unikała – zresztą z wzajemnością. Tak się jednak stało, że w końcu Namco Bandai – firma zajmująca się dystrybucją – postanowił wydać Premium Edition także na pecety, co stanowi debiut gry Ninja Theory na poczciwych „blaszakach”. Dopiero teraz nadarzyła się okazja, by twór ten przetestować i na własne oczy przekonać się, czy 8.6, które wystawił wersji na PS3 bigboy, jest warte tej produkcji.



Do zabawy przysiadałem bez żadnego wcześniejszego przygotowania. Kompletnie obcy był mi zarys fabularny, głębsze poznanie bohaterów i sam świat – choć dzieło studia odpowiedzialnego m.in. za Heavenly Sword oraz ostatnie DMC: Devil May Cry dosyć intensywnie interesowało mnie kilka lat temu, kiedy wchodziło na rynek. Z tamtych chwil nie pamiętałem jednak zupełnie nic. Kiedy ujrzałem intro oraz zobaczyłem pierwszy ekran z samej rozgrywki, wiedziałem, że najbliższe godziny będą dobrze spożytkowane. Nie pomyliłem się.

Historia obraca się wokół – chcąc, nie chcąc – skazanej na swoje towarzystwo nietypowej pary: Trip oraz Małpy (Monkey – gra w pełnej angielskiej wersji językowej). Muszą oni współpracować głównie z przymusu, albowiem podczas katastrofy podniebnego statku, którego byli pasażerami, Małpa niefortunnie ewakuował się ze wspomnianą rudowłosą famme fatale na doszczętnie zniszczoną Matkę Ziemię. Kataklizm spowodował bunt maszyn, w tutejszym uniwersum nazywanych Mechami. Teraz to one sprawuję samozwańczą władzę na naszym globie, zaś ludzie kryją się niczym szczury po różnych prowizorycznych osadach. W jednej z takich odizolowanych społeczności wychowywała się Trip, aczkolwiek coś przeszkodziło jej w swobodnym dorastaniu i koniec końców znalazła się z protagonistą na jednym pokładzie. Lądując już na ziemi chytrze uzależnia Małpę od siebie poprzez nałożenie mu specjalnej opaski niewolnika, połączonej z głosem Trip oraz jej sercem.

Enslaved: Odyssey to the West (PC)

Gdy przestaje bić, wtenczas Małpa także umiera – w ten sposób scenarzyści bardzo sprytnie kazali graczowi ochraniać żeńską bohaterkę i nie pozwolić, by ktokolwiek ją skrzywdził. Działa to także w tę stronę, że ten trik nie pozwala na jakikolwiek odchył od normy, a więc skutecznie tępi wszelkie działania, mające na celu bliższe poznanie wykreowanego świata. Nie ma mowy o jakimikolwiek oddaleniu się od Trip. Tak czy owak, ani razu – przez blisko 10-godzinny seans – nie przeklinałem faktu ciągłego bycia w kooperacji z kobieciną. Już pomijając jej charakter (o nim w dalszej części tekstu), twórcy nie dają sposobności do skrzywdzenia bidulki przez oponentów, przez co chyba nie ma sytuacji, gdzie wczytujemy ostatni save, ponieważ ona zginęła. Sprawdza się to doskonale i, co najważniejsze, nie frustruje, jak wiele podobnych gier, gdzie przemierzamy niebezpieczne okolice z kimś u boku. Jest także druga strona medalu, a mianowicie tryb co-op. Nie ma go w Enslaved, więc fani wspólnej zabawy z dziewczyną/żoną/kochanką nie będą zadowoleni.


Screeny z Enslaved: Odyssey to the West (PC)
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):
0 kudoszvarownik   @   19:43, 04.11.2013
Grałem w to na X360. Świetna gierka, szkoda jedynie, że taka niedoceniona.