Strike Suit Zero (PC)

ObserwujMam (4)Gram (1)Ukończone (1)Kupię (0)

Strike Suit Zero (PC) - recenzja gry


@ 27.01.2013, 17:01
Krzysztof "guy_fawkes" Kokoszczyk

Ostatnie kilka lat upłynęło pod znakiem liniowych shooterów pierwszo- i trzecioosobowych, a także produkcji casualowych. Znana z lat 90.

Ostatnie kilka lat upłynęło pod znakiem liniowych shooterów pierwszo- i trzecioosobowych, a także produkcji casualowych. Znana z lat 90. różnorodność gatunkowa przegrywa z raportami analityków i menadżerów twierdzącymi, by konsekwentnie pchać na rynek gry pewne, obarczone mniejszym ryzykiem znalezienia nabywców, niż eksperymentować. Stracili na tym m.in. fani kosmicznych strzelanin, niegdyś błogosławieni serią Wing Commander czy umieszczonymi w świecie Star Wars X-Wingami. W XXI wieku ten segment elektronicznej rozrywki zapadł w śpiączkę z okazjonalnymi podrygami dowodzącymi, że jeszcze nie umarł. Rok temu fani ukończyli darmowe Wing Commander Saga, które rozbudziło nadzieje miłośników wojowania w próżni, a dziś czekamy na dwie wielkie produkcje – Star Citizena oraz Elite: Dangerous. W takim układzie polecam wzmocnić apetyt arcade’owym Strike Suit Zero, bo to zaiste świetna przystawka.


Więcej filmów z Strike Suit Zero


Do prac zarówno nad nim, jak i dwoma wymienionymi space simami walnie przyczynili się sami gracze, wspomagając autorów na Kickstarterze. Według zapowiedzi studia Born Ready Games w przypadku ich dzieła powinno zaowocować to wydaniem zestawu narzędzi modderskich; niestety zebrane fundusze nie pozwolą stworzyć portu na systemy OS X oraz Linux, a ich posiadacze mają czego żałować. Wcześniej developer tylko raz w swojej historii poderwał do lotu jakąś wirtualną maszynę w bardzo przeciętnym Top Gunie, nawiązującym oczywiście do znanego filmu z aktorem od lat zmiękczającym swoim uśmiechem kolana milionów kobiet na całym świecie i to bez chloroformu. Strike Suit Zero odcina się od tamtej nijakości, choć również stawia przede wszystkim na zręczność, a nie zaś opanowanie wszystkich możliwych systemów naszego statku bojowego i zaawansowane manewry.

Strike Suit Zero (PC)

Takie podejście do rozgrywki otworzyło furtkę dla starć dziesiątek jednostek mniejszych i większych, w których każda sekunda może przesądzić o być albo nie być. Z grubsza rzecz biorąc Strike Suit Zero uzmysłowił mi dwie rzeczy. Po pierwsze: jak bardzo rozleniwiły mnie współczesne, wygodne gry. Tutaj checkpointy są rzadkie, zaś definitywny save następuje dopiero po zakończeniu misji, analogicznie jak w Hitmanie: Krwawa Forsa. Odpalając tytuł należy więc zaopatrzyć się w sporą ilość wolnego czasu, by móc się odpowiednio skoncentrować. Frustrujących momentów nie brakuje i choć twórcy krótko po premierze wydali pierwszą łatkę, niektóre sekwencje zapamiętacie do końca swojego życia – jakby to powiedzieli starożytni Repetitio est mater studio rum. Dla kontrastu znajdzie się kilka etapów mniej stresujących co jednak nie oznacza, że można się rozluźnić – gdy praktycznie w pojedynkę (niby wokół pełno sojuszniczych jednostek, lecz przydają się na tyle, co w Call of Duty) będziecie chronić statek-matkę przed torpedami z kilku fregat i jeszcze w międzyczasie użerać się z rojem myśliwców nieprzyjaciela, błyskawicznie docenicie momenty osamotnienia. Po drugie: obecnie przyjęło się, że trafiająca w łapki gracza zabawka daje mu olbrzymią przewagę. Owszem, tytułowy Strike Suit, czyli prototypowy statek kosmiczny zdolny do transformacji w swego rodzaju mecha to zacny sprzęt, ale bez niego po prostu ani rusz, bowiem sytuacje, w których newralgiczny dla naszej floty okręt kąsa chmara metalowej szarańczy stawałyby kością w gardle.


Screeny z Strike Suit Zero (PC)
Dodaj Odpowiedź
Komentarze (15 najnowszych):


Powyższy wpis nie posiada jeszcze komentarzy. Napraw to i dodaj pierwszy, na pewno masz jakąś opinię na poruszany temat, prawda?