Trójka zaczyna się z epickim przytupem i choć pod koniec rozmach się zmniejsza, stanowi naprawdę porządny finał trylogii. Można psioczyć na poziom niektórych zagadać (szczególnie inspirowany filmem "Cube" labirynt), ale mimo wszystko to zakończenie, o jakim może tylko pomarzyć wiele growych cykli. GoW 3 przechodziłem świeżo po brzydkim, burym, w dodatku infantylnym inFamousie, więc miałem wrażenie, że to zwyczajnie gra z kolejnej generacji sprzętu. Nawet dziś robi wrażenie dopracowaną, wyciskającą siódme poty z PS3 grafiką, rewelacyjną muzyką oraz animacjami walki. Szkoda tylko, że nie ustrzeżono się fabularnych głupot (vide przez całą grę szukamy sposobu na zabicie boga, przy czym tłuczemy kolejne bóstwa radząc sobie jakoś bez niego...), ale to nie zmniejsza ilości dzikiej, pierwotnej satysfakcji, jaką generuje ten tytuł.
Oczywiście grałem po angielsku, bo jakkolwiek lubię Lindę jako aktora, tak nie ma startu do oryginalnego Kratosa.