Teraz odświeżam sobie ten tytuł i nabieram coraz większego przekonania, że to najlepszy MoH na PC. Przede wszystkim ujmuje mnie wojenny klimat i historia/fabuła, w której żołnierze są zwykłymi ludźmi z krwi i kości, a nie herosami, beznamiętnie wybijającymi całe armie wroga. Podporządkowano temu także mechanikę, która czyni z Wojny na Pacyfiku tytuł pomiędzy Allied Assault (a bardziej Call of Duty 1) a Brothers in Arms. Jest dynamiczna reakcja dowódców na sytuację na polu walki, są rozkazy, wreszcie są Japońce, których zachowanie zaskakuje. Są nie tylko agresywni, fanatyczni, ale równocześnie całkiem rozsądni, korzystając z osłon i pakując się do chat, jeśli tylko mają taką możliwość. To, jak również system zdrowia sprawia, że Pacific Assault ma świetny klimat i autentycznie odnosi się wrażenie zajadłej walki o każdy metr wydzieranych Cesarstwu Wysp.
Trochę na przekór temu jest pewne zabugowanie gry i jej powolność - ekran ładowania to widok powszechny, ale żeby nawet quick save'a nie móc szybko wczytać...?
Ludzie piszą tutaj o przestarzałej grafice, ale moim zdaniem nie jest wcale najgorzej na tym polu - zwraca uwagę przede wszystkim niezła woda i animacje twarzy. Odniosłem także wrażenie, że gdyby napakować trochę silnik shaderami, wyszedłby nam... współczesny CoD - bo w końcu ma to samo pod maską. Do tego dołożono rewelacyjną, symfoniczną muzykę.
Allied Assault wszyscy pamiętają za sprawą desantu na Plaży Omaha. Pacific Assault także ma swój D-Day, ale to nie on jest gwiazdą, a japoński atak na Pearl Harbor. Świetnym pomysłem był kilkuminutowy, sielski wstęp poprzedzający piekło, którego tylko nieliczni się spodziewali.
Kończąc mogę tylko powiedzieć, że w tej odsłonie naprawdę czuć, że dostajemy medale za męstwo boju, czy to z duszą na ramieniu przemierzając azjatyckie dżungle, czy latając (tak - dla mnie to także najbardziej irytujący fragment gry...).