Studio Playdead zasłynęło za sprawą świetnego, niebywale klimatycznego oraz wciągającego Limbo. Gra okazała się wyśmienita, choć nieco krótka, albowiem dało się ją przejść w ciągu niespełna dwóch godzin. Czy Inside, najnowsze przedsięwzięcie deweloperów, powtórzy sukces poprzednika, oferując więcej zabawy? Co do popularności, nie jestem w stanie wywróżyć, ale jeśli chodzi o jakość wykonania, nie mam wątpliwości, że mamy do czynienia z kolejną perełką.
Inside, podobnie jak Limbo, stawia na mroczną stylistykę oraz minimalizm, zarówno w kwestii oprawy wizualnej, jak i dźwiękowej. Po odpaleniu gry wita nas ekran tytułowy, a z niego przechodzimy bezpośrednio do zabawy. Nie ma żadnego etapu szkoleniowego, wyjaśniającego sterowanie. Jest ono proste, a w związku z tym, wszystkiego należy domyślić się na własną rękę.
Głównym bohaterem jest chłopiec. Biegnie on pośród spowitych mrokiem lokacji, regularnie unikając różnej maści zagrożeń i rozwiązując zagadki. Nie chciałbym zbyt wiele zdradzać, albowiem deweloperzy w samej rozgrywce skrzętnie ukryli scenariusz, wiedzcie jednak, że, jak w przypadku Limbo, historia jest dość unikatowa i zmusza do myślenia. Nie bardzo wiem, jak podejść do końcówki, to jednak temat na inne dywagacje.
Świat gry przemierzamy głównie w prawo, w przeciwieństwie do Limbo nie jest to jednak jedyny kierunek przemieszczania się protagonisty. Okazyjnie natrafiamy bowiem na obszary, które mają kilka rozgałęzień, a decyzja o tym, które z nich wybrać w pierwszej kolejności, należy do grającego. Co istotne, nie sposób się tu w zasadzie zgubić. Twórcy tak przygotowali poziomy, że wszystkie drogi zawsze, wcześniej czy później, zbiegają się w jedną. Nie jest to jednak w żadnym wypadku wada. Tak skonstruowano rozgrywkę.
Jak wspomniałem wcześniej, zasadniczą rolę w Inside odgrywa rozwiązywanie zagadek, chociaż nie jestem przekonany czy ta nazwa pasuje do napotkanych przez nas problemów. O tak, problemy – zdecydowanie lepiej to brzmi. Regularnie na takowe natrafiamy. Czasem może to być coś bardziej skomplikowanego, jak fala uderzeniowa, zmiatająca nas za jednym podmuchem, a czasem trywialnego, jak wściekły pies, biegnący niczym oszalały, po złapaniu tropu.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler