Droga przez wyniszczony Dubaj pełna jest niebezpieczeństw. Nie tylko ze strony przeciwników, których jest cała masa, ale również ze względu na ciągle zmieniające się warunki atmosferyczne. Producent stworzył poszczególne lokacje w taki sposób, aby nadmiar piasku nigdy nie dawał się we znaki. Raz maszerujemy w samym środku pustyni, innym razem próbujemy przedrzeć się podziemnymi tunelami, a jeszcze innym brniemy przez zasypany do połowy wieżowiec, starając się dotrzeć na szczyt, następnie zjechać na linie i kontynuować podróż. Misje, choć nastawione głównie na strzelanie, także oferują pewne zróżnicowanie. Czasem bowiem znajdujemy się po przeciwnej stronie ulicy, osłaniając naszych skrzydłowych ostrzałem ze snajperki. Innym razem stoimy przy drzwiach jadącej ciężarówki i strzelamy z granatnika. Jest też efektownie przygotowana szarża na pokładzie helikoptera, zakończona całkiem niezłą rozwałką. W ogóle zaskoczyła mnie ilość interakcji z otoczeniem. Nie jest ona aż tak wysoka, jak w przypadku Battlefield 3, ale mimo wszystko sporo da się rozwalić, a kilka skryptowanych wybuchów wygląda wręcz genialnie.
Arsenał, którym się posługujemy w trakcie misji to raczej standard strzelanek. Mamy zatem pistolet, kilka karabinów, jakąś strzelbę, snajperkę, granatnik i wyrzutnię rakiet. Od czasu, do czasu chwycimy też w rękę karabin stacjonarny i z jego pomocą poszatkujemy bandytów. Strzela się bardzo dobrze, łatwo ogarnąć celowanie i wybrać broń odpowiednią dla danej sytuacji. Gorzej jest natomiast z amunicją – wszak jesteśmy w samym środku katastrofy naturalnej. Korzystamy głównie z broni znalezionej po zabitych przeciwnikach, a ewentualne skrzynki służące do uzupełniania zapasów, w tym także trzech rodzajów granatów, występują bardzo rzadko. A skoro o granatach mowa, mamy odłamkowe, lepkie i rozbłyskowe. Pierwsze zabijają wszystkich w promieniu rażenia, a wybuchając na piasku wznoszą dookoła siebie chmurę, oślepiającą oponentów i czyniącą z nich łatwiejsze cele do wyeliminowania. Granaty lepkie, przyklejają się po prostu do powierzchni, w którą trafią, a rozbłyskowe dają nam chwilę przewagi nad wrogiem i są przydatne kiedy niemilców jest naprawdę spora ilość. Często przecież jesteśmy atakowani ze wszystkich stron, a nasz oddział to tylko trzy osoby.
Jeśli chodzi o sztuczną inteligencję przeciwników w Spec Ops: The Line, szaleństwa nie ma, ale nie można też powiedzieć by goście byli całkowitymi kołkami. Czasem lekko głupieją i biegną w naszym kierunku bez większego ładu i składu, dość często chowają się też za jakąś przeszkodą celem wychylenia łba, oddania kilku strzałów i ponownej przyczajki; ale mają też przebłyski, w których ładnie flankują, zmieniają pozycje ostrzału i potrafią zaskoczyć. Prócz zwykłego mięsa armatniego są też żołnierze typu „heavy” – to takie byczki ubrane w konkretny kombinezon kuloodporny, których ukatrupienie wymaga troszkę więcej zachodu. Podczas jednej ze scen walczymy z takim osiłkiem w trakcie migającego światła. Efekt jest piorunujący, ponieważ koleś ciągle zmienia położenie, a my mamy wrażenie, że nie tylko on się porusza, ale również znajdujące się w pobliżu manekiny – po prostu fenomenalna sprawa. Takie drobne smaczki świadczą o profesjonalnym podejściu do gracza. Nic nie jest nadużywane.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler