Odnosicie czasem wrażenie, że świat gier się cofa w rozwoju? Nie w sensie technologicznym, bo tutaj widać ewidentny postęp, wszak producenci sprzętu (chipów graficznych i procesorów) muszą na czymś zarabiać. Chodzi bardziej o to, że z miesiąca, na miesiąc fabuły robią się bardziej „hamburgerowe”, mechanika rozgrywki zaczyna się ograniczać do biegania i strzelania (vide wykastrowana seria Splinter Cell), a w grach RPG coraz mniej elementów RPG (np. Dragon Age 2). Pośród tych wszystkich miałkich tytułów jest na szczęście miejsce na kilka ambitniejszych. W świecie strzelanek mamy choćby ostatnią część serii DeusEx, a w przypadku gier RPG, dzielnie walczy nasz rodzimy Wiedźmin. Całkiem niedawno do pierwszego z wymienionych gatunków dołączyło Spec Ops: The Line – tytuł z pozoru banalny, ale kiedy zaczynamy się w niego zagłębiać, wychodzi na jaw, że to dzieło ambitne i przemyślane. Nie we wszystkich aspektach, ale jako całokształt wciąż wysoce satysfakcjonujące.
Na pierwszy plan po odpaleniu produkcji natychmiast wysuwa się warstwa fabularna. Gra przenosi nas do wyniszczonego burzami piaskowymi Dubaju, do którego wcześniej trafił także oddział marines, ukryty pod oznaczeniem „33”. Ich zadanie, z pozoru proste, dostać się do miasta, zbadać sytuację i przeprowadzić ewakuację. W chwilę po tym jak dotarli na miejsce akcji ślad po nich zaginął. Przerwano wszelką łączność, a sytuacja wciąż pozostawała niejasna. Wreszcie spośród szalejących sztormów przebił się krótki sygnał radiowy, mówiący o tym, że Dubaj jest stracony, a liczba poszkodowanych przekroczyła wszelkie estymacje. Odpowiedzią na owy enigmatyczny przekaz jest główny bohater gry, kapitan Martin Walker, oraz dwóch członków jego oddziału. Trafiają oni w miejsce katastrofy i starają się znaleźć sens w tym, co widzą. Niestety, jak się później okazuje, wzrok może mylić.
Fabuła w grze jest dojrzała, rozbudowana i intrygująca. Trzyma w napięciu do samego finału, a dzięki kilku momentom, w których sami decydujemy o dalszym przebiegu misji, mamy wrażenie, że to właśnie my ją kształtujemy. Samo zakończenie może przebiec na cztery odmienne sposoby, co wiele mówi na temat jakości opowiedzianej w Spec Ops: The Line historii. Rzadko się bowiem zdarza, że strzelanka brnie do czegoś innego, aniżeli zażegnania konfliktu zbrojnego, w którym pierwsze skrzypce gra jakaś broń biologiczna, chemiczna, a najczęściej po prostu nuklearna. Deweloperzy ze studia Yager uznali, że mają dość tych samych oklepanych schematów i chwała im za to, nawet pomimo tego iż niektóre z decyzji w środku rozgrywki są tylko pozornie istotne dla przebiegu zabawy.
Wracając do naszego oddziału, jak nadmieniłem, członków w nim jest trzech. Kapitan Walker i jego skrzydłowi Lugo oraz Adams. Każdy, już od samego początku, ma jasno nakreślony charakter. Lugo jest facetem, który za wszelką cenę chce ochronić mieszkańców, Adams stawia przede wszystkim na realizację misji, a w związku z tym najistotniejsi są dla niego potencjalni współpracownicy. Walker znajduje się gdzieś po środku i dość często stara się zaprowadzić porządek, tudzież uspokoić swoich kompanów. Nie zawsze zgadzają się oni bowiem z jego decyzjami i mają własne zdanie w temacie. Co istotne, nie są oni jedynie kukiełkami. Często przydają się bowiem na polu bitwy. Potrafią celnie strzelać, a na nasz rozkaz obierają konkretnych oponentów, osłaniają nas, lub przyciągają ogień gniazda karabinu, gdy my staramy się zajść obsługującego go żołnierza z bardziej dogodnej pozycji strzeleckiej. System wydawania poleceń nie jest wyjątkowo rozbudowany, ale jak na potrzeby gry zdecydowanie wystarczający.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler