Największym atutem serii Resistance od zawsze był nietypowy i zróżnicowany arsenał, śmiało można powiedzieć, że w tej kwestii Insomniac nie miało sobie równych. Za przenośną odsłonę cyklu odpowiedzialne jest już inne studio, ale na szczęście ekipa z Nihilistic wywiązała się ze swego zadania całkiem przyzwoicie, a do naszej dyspozycji oddano naprawdę różnorodne narzędzia mordu, posiadające dwa tryby ostrzału - jeden alternatywny. Oprócz zwykłego karabinu stworzonego przez ludzi (M5A2 Folsom Carbine), którego dodatkowy typ ognia ogranicza się do użycia umocowanego tuż pod lufą granatnika, są jeszcze inne giwery, przeznaczony do walki na średni dystans. Bullseye to szybkostrzelny karabin o niewielkim odrzucie, który po uprzednim oznaczeniu celu powoduje, iż kule same będą w niego trafiać, nawet jeśli schowamy się za murkiem czy ścianą. Z kolei Auger prócz tego, że potrafi wypluwać z siebie pociski przebijające się przez ściany, pozwala także na rozstawianie energetycznych tarcz chroniących nas przed ogniem nieprzyjaciela. Na dłuższy dystans niezawodne będą snajperki – SixEye oraz Hunter, które oprócz tego, że potrafią razić wroga z dystansu z łatwością przebijając pancerze Chimer, to w trybie alternatywnym również sieją postrach pośród szeregów wroga. Pierwsza z nich we wcześniej oznaczone miejsce wystrzela miny, a druga wypuszcza tzw. trutnia rażącego niemiluchów prądem. Z broni większego kalibru mamy Sw.A.R.M. Launcher oraz Mauler. Ta pierwsza, to wariacja na temat bazooki, którą załadować możemy aż czterema pociskami jednocześnie. Druga, to chyba najbardziej zabójcza zabawka w całej grze – potężny minigun o zadziwiająco dobrej celności.
Oprócz wyżej wymienionych siedmiu broni w grze znajdziemy także połączenie kuszy z shotgunem – Mule (mamy do wyboru zwykłe albo wybuchowymi bełty), klasyczne granaty oraz siekierę strażacką, przy pomocy której Tom – tylko sobie znanym sposobem – rozwala jednym uderzeniem kosmitów.
Większość FPS-ów zdążyła nas już przyzwyczaić do tego, że każda kolejna broń jest bardziej śmiercionośna od poprzedniej. Ta zależność nie tyczy się serii Resistance, tutaj nawet przy pomocy podstawowej pukawki możemy wybić wszystkie Chimery. Wszystko za sprawą odpowiednich ulepszeń - w liczbie sześciu na spluwę, po trzy dla każdego trybu strzału. Warto zaznaczyć, że aktywne mogą być tylko dwa, więc gra niejako uczy nas kombinowania. Na najniższym poziomie trudności przejście piątej odsłony serii Resistance nie sprawia najmniejszego problemu, nawet korzystanie z osłon nie jest wymagane do tego, aby w jednym kawałku dotrzeć do końca gry. Na wyższych poziomach jest już trudniej, trzeba czasem się gdzieś ukryć celem regeneracji zdrowia i jednoczesnego prowadzenia ognia, a walki z bossami są już bardziej skomplikowane. Oczywiście obsługa niektórych rodzajów broni wymaga udziału touchscreena. Pomijając aspekt wygody i intuicyjności takiego rozwiązania, najbardziej irytujące są pomyłki w odczytach wydawanych przez nas komend. Nie raz zdarzyło mi się popełnić efektowne samobójstwo, gdy przypadkiem wyrzuciłem granat w momencie, gdy akurat chciałem otworzyć drzwi czy przejrzeć porozrzucane tu i ówdzie notatki. Nie muszą oczywiście wyjaśniać, jak bardzo było to irytujące.
Nie najlepsze wrażenie robi także SI przeciwników. Często w ich działanie wkrada się chaos, zwłaszcza, gdy pojawiają się w większych grupach. Programiści z Nihilistic zamiast postawić na jakość naszych oponentów, skupili się niestety na ich ilości. Niesmak budzą też pojawiające się niekiedy oskryptowane etapy rodem z Call of Duty – z pozoru puste pomieszczenie po kilku sekundach roi się od przerośniętych kreatur. Przez większość gry jesteśmy prowadzeni za rączkę i nie mamy możliwości zejścia z obranej ścieżki. Miłą odmianą są lokacje, gdzie mamy opcję zajścia przeciwnika z boku czy od tyłu, ale to i tak drobne wyjątki. Mimo to, nie należy zapominać o tym, że Resistanance: Burning Skies to dopiero pierwszy przedstawiciel gatunku FPS na nową przenośną konsolę japońskiego giganta i pewne niedociągnięcia można potraktować z przymrużeniem oka, mając nadzieję, że kolejne będą się już prezentowały przynajmniej o klasę wyżej. Płonące Nieba idealnie nadają się do niezobowiązującej zabawy na przystanku czy podczas czekania w kolejce do dentysty - choć i w takim przypadku cena wydaje się być zaporowa. Gorzej, jeśli liczycie na emocjonującą przygodę w zaciszu własnego domu.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler