Zdecydowanie lepiej wypadają pozostałe elementy zabawy. Gdy eksplorujemy otoczenie, wynajdujemy sobie różne ciekawe przedmioty, z którymi jesteśmy w stanie wejść w interakcję. Może to być potężny gong, jakieś bębenki, a może zestaw do malowania. Jabłko? Da się je schrupać, by odrobić utracone siły witalne. Ceramika? Można ją podnieść i rozbić rzucając. Interakcja z elementami otoczenia jest rozbudowana i zapewnia sporo frajdy. Prawie tyle samo, co zdecydowanie najbardziej porywający aspekt rozgrywki – walki. Pojedynki z maszynami nie są częste, ale za każdym razem sprawiają przyjemność. Są dynamiczne i świetnie wykonane. Wykorzystują one oczywiście możliwości kontrolerów Sense. Jedną ręką kontrolujemy bowiem łuk, celując w kierunku przeciwników, a drugą napinamy strzałę (uprzednio wyjmując ją z kołczana). Kontrolery Sense działają tu wyśmienicie. Precyzyjnie odzwierciedlają ruchu gracza, wibrują gdy potrzeba. Jest dokładnie tak, jak być powinno i widać, że temu elementowi poświęcono sporo czasu. Szkoda w związku z tym, że starć nie ma więcej.
Walka jest też całkiem nieźle rozbudowana ze względu na to, że w miarę postępów główny bohater Horizon: Call of the Mountain pozyskuje nowe wyposażenie. Dostajemy m.in. całkiem nowe rodzaje amunicji, które potrzebne są do tego, by walczyć z coraz trudniejszymi przeciwnikami. Jeden z najbardziej efektownych pojedynków, to ten z Gromoszczękiem. Potężna to i nieustępliwa maszyna. Do zwycięstwa z nią trzeba się zatem odpowiednio przygotować, tworząc – przy pomocy systemu craftingu – strzały o różnych właściwościach (ogniste, wybuchające). To dzięki nim oraz sprytowi da się osiągnąć zwycięstwo. Po wygranej możemy, rzecz jasna, przyjrzeć się pokonanej maszynie i zebrać złom, który nie odpadł podczas samego starcia. Piękna sprawa, bo wreszcie jesteśmy w stanie walkę w Horizon przeżyć w bardziej wciągający i rzeczywisty sposób.
Jak wspomniałem wcześniej, znaczną część zabawy spędzamy na wspinaczce oraz eksploracji – szczególnie w pierwszej połowie gry. Bardziej emocjonująca jest połowa druga, kiedy starć jest trochę więcej, a nieco rzadziej jesteśmy zmuszani do tego, by monotonnie wymachiwać rękami w poszukiwaniu kolejnych uchwytów, tudzież rozwiązywaniu prostych łamigłówek. Mam też wrażenie, że fabuła robi się ciekawsza pod koniec zabawy, choć nigdy tak naprawdę się nie rozkręca. Opowieść jest stosunkowo prosta i mimo że są tu jakieś drobnostki dla fanów Aloy oraz jej świata, raczej nie będziecie historii Ryasa wspominać przez następne miesiące i lata. Jest prosta. Kompetentna, bym rzekł, i tyle.
Na koniec chciałbym wspomnieć o jeszcze jednym elemencie Horizon: Call of the Mountain. Chodzi o specjalny tryb rozgrywki, swoiste safari, w trakcie którego podróżujemy łodzią i podziwiamy piękne otoczenie oraz maszyny w ich „naturalnym” środowisku. Mimo że przejażdżka jest krótka, warto ją odbyć. To wyśmienita prezentacja możliwości gogli oraz zapowiedź tego, co czeka nas w przyszłości, a przynajmniej taką mam nadzieję. PlayStation VR2 ma ogromny potencjał. Musi tylko regularnie dostawać interesujące gry.
Podsumowując, Horizon: Call of the Mountain to ekscytująca podróż w świat uniwersum Horizon, który po raz pierwszy możemy ujrzeć „na własne oczy”. Gra w wyśmienity sposób pokazuje możliwości PlayStation VR2, choć jednocześnie oferuje nieco monotonną rozgrywkę. Twórcy mogli się bardziej skupić na walce, craftingu i zagadkach środowiskowych, a mniej na wspinaczce. Mimo to niczego lepszego w tym momencie na goglach Sony nie znajdziecie, więc jeśli chcecie sprawdzić ich możliwości, koniecznie zakupcie też przygody Ryasa.
Świetna |
Grafika: Horizon: Call of the Mountain pokazuje, że PlayStation VR2 ma ogromne możliwości. Warto zobaczyć to, co przygotowali deweloperzy. |
Świetny |
Dźwięk: Udźwiękowienie także jest najwyższej jakości. |
Dobra |
Grywalność: Rozgrywka jest dość schematyczna i dłuższe sesje robią się nudne. |
Dobre |
Pomysł i założenia: Horizon: Call of the Mountain przeciera szlak dla PlayStation VR2. Wysoka jakość to dobry prognostyk na przyszłość. |
Świetna |
Interakcja i fizyka: Wiele elementów otoczenia można chwycić i coś z nimi zrobić. |
Słowo na koniec: Liczyłem w sumie na to, że Horizon: Call of the Mountain będzie bardziej porywające. Zbyt często się jednak wspinamy, co po godzinie zaczyna robić się nudne. |
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler