Przechodząc dalej, mamy następne idiotyczne pomysły. Po pierwsze nie zdecydowano się na swobodne zarządzanie pojedynczymi członkami oddziału. Nie ma więc mowy o tym, aby w mgnieniu oka jednego żołnierza ustawić przy oknie, innego przy drzwiach, a jeszcze innemu dać do ręki karabin snajperski i przygotować zasadzkę na zbliżające się oddziały wroga. Pozostaje jedynie skierować celownik w jakiś budynek, dać rozkaz strzeżenia i mieć nadzieję, że nasi skrzydłowi jakimś cudem błysną inteligencją, rozmieszczając się we właściwy sposób. Nie muszę jednak nikomu wyjaśniać, iż dzieje się tak bardzo rzadko, a przez to 80% misji realizujemy w pojedynkę. Jedynym sposobem wydawania poleceń konkretnym żołnierzom jest korzystanie z mapy. Rozwiązanie to jest całkowicie niepraktyczne i sprawdza się tylko gdy mamy czas na spokojne planowanie.
Kuleje także system rozpoznawania trafień. W trakcie jednej z misji podbiegam do okna. Patrzę, w środku budynku jest przeciwnik, chwytam zatem pistolet, wymierzam w głowę i naciskam za spust. Kulka trafia w łeb, krew tryska na bok, a koleś nadal stoi. Powtarzam zatem proces jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze raz… Ostatecznie to ja obrywam, a Iron Man z radością nadal ostrzeliwuje moje oddziały. W innej misji wydarzyło się coś jeszcze bardziej zakręconego. Położyłem się na podłodze na drugim piętrze budynku. Za mną stał jeden z członków oddziału. Skierowałem broń przez pobliskie okno i wyczekuję na bandziorów. Pojawia się jeden, a ja oddaję strzał. Ku mojemu zaskoczeniu, nabój zamiast trafić w chińczyka, ugodził mojego własnego żołnierza, który, jak wspomniałem, stał za mną i nawet nie był na linii strzału! Sądzicie, że już koniec idiotyzmów? To jeszcze nic! Moje nerwy są w stanie wytrzymać bardzo wiele, ale to czego byłem świadkiem podczas zadania na lotnisku całkowicie wyprowadziło mnie z równowagi. Kilkanaście minut planowałem jak podejść siły wroga okupujące wieżę kontrolną. Wytłukłem dziesiątki różnych strzelców, moje oddziały zajęły się karabinami stacjonarnymi. Bazę wroga miałem już dosłownie na wyciągnięcie ręki, gdy nagle ze ściany wyszedł karabin znajdującego się w środku budynku wroga i odstrzelił mi łepetynę. Kumacie…? W 2009 roku przeciwnik potrafi przeniknąć przez strukturę i zastrzelić gracza! Ekipa odpowiedzialna za wyszukiwanie błędów i balansowanie rozgrywki powinna zostać natychmiast zwolniona, a jeśli takowej nie było, to Codemasters szybciutko winno zainwestować w jej powstanie. Tego typu babole nie powinny istnieć w dzisiejszych produkcjach, a tym bardziej w grach, które określają siebie same jako symulatory działań wojennych.
Jak wcześniej wspomniałem, świat, po którym się poruszamy to 200 kilometrów kwadratowych terenu. Z jednej strony, liczba robi wrażenie, z drugiej lokacje świecą jednak pustkami – wiele z nich jest bardzo do siebie podobnych. Ogólnie rzecz biorąc, naprawdę nie ma na co patrzeć. Plusem jest natomiast to, że misje możemy realizować wedle własnych upodobań. Nie jesteśmy prowadzeni wąską ścieżką do celu. Sami decydujemy o tym, którędy podejść wroga i w jaki sposób wypełnić zadanie. Gdy na przykład mamy dostać się do wnętrza jakiegoś budynku możemy spróbować wejść przez drzwi frontowe, poszukać innego otworu lub po prostu wysadzić ścianę i stworzyć własny. Większość struktur w grze da się do pewnego stopnia zdemolować, wystarczy jedynie posiadać odpowiednią siłę ognia.
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler