Są pewne gry komputerowe, które swoją klasą, doskonałością i klimatem wbiją się w kanony produkcji kultowych dosłownie na „wieki wieków”. Mówię to bez żadnych zahamowań – Max Payne zdecydowanie jest taką grą i bez względu na to, kiedy po niego sięgnąć – zawsze będzie porywał swoją atmosferą i dynamizmem. W tej recenzji, chciałbym skupić się konkretnie na części drugiej Max’a Payne’a, o podtytule „The Fall of Max Payne”. Mimo, iż od premiery „dwójki” minęło już parę lat, to ponownie chciałbym przybliżyć te zdecydowanie świetną produkcję i napisać o wszystkich walorach, które posiada.
Max’a Payne’a pokochaliśmy między innymi za bardzo dobrą, niezwykle sugestywnie przedstawioną fabułę. I trzeba przyznać, że w świetny sposób udało się tutaj cały ten wątek pociągnąć. W fantastyczny sposób twórcy połączyli bardzo ciekawe motywy miłosne, kryminalne, czy też pewne wewnętrzne rozbicie psychiczne głównego bohatera. Osiągnięto tu także rewelacyjny, mroczny i przytłaczający klimat i pewną „brudną” atmosferę (że tak to nazwę) całego otoczenia w jakim przebywa Max. Bardzo ważną rolę odgrywają tutaj (tak samo zresztą jak w poprzedniku) scenki zrealizowane w formie komiksu, które popychają fabułę do przodu. Jeśli z kolei chodzi o samą treść – nie mam w zwyczaju zdradzać jej szczegółów – myślę, że nie ma to najmniejszego znaczenia dla tekstu recenzji. Wiedzcie po prostu, że merytorycznie produkcja przedstawia się naprawdę świetnie i bogato.
Do dyspozycji oddano nam kilka trybów rozgrywki. Oprócz tego najzwyklejszego (który możemy przejść implikując trzy poziomy trudności) dano nam także możliwość przechodzenia misji starając się uzyskać jak najlepszy czas. O ile ta opcja jednak nie jest najciekawsza, to nieco bardziej interesująco przedstawia się ostatni sposób rozgrywki. Przeniesieni w nim zostaniemy na swojego rodzaju niewielką arenę, a naszym zadaniem będzie jak najdłuższe utrzymanie się przy życiu. Nie muszę mówić, że pojawiać się tu będą non stop strzelający do nas przeciwnicy. Rzecz jasna, są to takie drobne dodatki i smaczki – najbardziej interesować nas tu będzie oczywiście tryb historii.
Przeogromnym walorem części pierwszej była świetnie zrealizowana walka. I w części drugiej – nic nie uległo zmianie w tej kwestii. Strzelanie się z wrogami sprawia gigantyczną przyjemność, a tryb bullet time (tj. tryb, dzięki któremu na krótko czas płynie wolniej) sprawuje się nadal wyśmienicie. Cały czas świetnie wygląda rzucanie się Maxa w różne strony świata, przedstawione w zwolnionym tempie. A już całkowitym uwieńczeniem tych wyczynów jest strzelanie do przeciwników w locie i niechybne ich eliminowanie. Warto zaznaczyć, że mamy tu do czynienia ze zmodernizowaną wersją Bullet Time’a. Teraz, wraz z kolejnymi zabitymi, czas będzie płynął dla nas jeszcze wolniej, przy czym główny bohater będzie się w tym wszystkim poruszał „jeszcze” szybciej. Nietrudno więc się domyślić, że będzie naprawdę trudnym przeciwnikiem do zabicia, jeśli dobrze wykorzystać dane nam dobrodziejstwo. Jest to jednak, jak dla mnie, momentami lekka przesada: czasami bowiem wychodzi na to, że nasz podopieczny porusza się z szybkością ewidentnie nadludzką, a przecież nie mamy do czynienia z grą SF. Ale cóż, na dobrą sprawę, w ogóle nie przeszkadza to w zabawie, a skuteczniejsze eliminowanie wrogów rzecz jasna przysparza dużo frajdy. Trzeba jeszcze zaznaczyć, że sama rozgrywka w trybie normalnym jest jakby dużo dynamiczniejsza. O ile więc w części pierwszej używanie trybu Bullet Time nie było na dobrą sprawę konieczne, to tutaj jest. I nie mówię tu o słynnych skokach w „zwolnionym tempie”, czego głównie używaliśmy w „jedynce”: w Max Payne 2 : The Fall of Max Payne stosujemy owy tryb nawet wtedy, gdy po prostu biegniemy, czy też stoimy w miejscu, aby być w stanie oddać dokładniejsze strzały. Jak dla mnie – taka drobna zmiana wychodzi na dobre.
Lekkiemu zmodernizowaniu uległo także nasze wyposażenie. W oczy rzuca się przede wszystkim odejście od broni służących tylko do walki wręcz – rurki czy baseballe zastąpiono po prostu atakiem wręcz noszoną przez nas bronią. Nieco także zmianie uległo wyposażenie, jakie przyjdzie nam znaleźć: np. nie spotkamy tu granatników, jak to miało miejsce w poprzedniku. Nie znaczy to oczywiście, że broni mamy mniej: wręcz przeciwnie – naliczyłem tu jakieś 11 różnorodnych giwer, co jest liczbą bardzo zadowalającą. Do tego, możemy także korzystać z dwóch pistoletów jednocześnie (zarówno zwykłych, jak i maszynowych).
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler