Studio Supermassive Games przyzwyczaiło nas do dopracowanych samograjów, a początkowo szydzona przez niektórych graczy formuła najwyraźniej mocno się przyjęła. Na poważnie zaczęło się od Until Dawn, następnie Brytyjczycy przygotowali serię The Dark Pictures, a teraz mają dla nas zupełnie nowy projekt - The Quarry. Choć może nie aż tak nowy, jakby się mogło wydawać, bo gdyby nazwać grę Until Dawn 2.0, to raczej nikt nie poczułby się oburzony.
Przyznam, że sam jeszcze kilka lat temu nie rozumiałem do końca fenomenu tego typu produkcji. Po co miałbym grać w grę, w którą de facto się nie gra? Bo czy graniem można nazwać chodzenie po sterylnych, praktycznie korytarzowych lokacjach i sporadyczne odkrywanie znajdziek, bądź branie udział w scenkach QTE? Nie odpowiem Wam na to pytanie, bo to nie czas ani miejsce na pisanie doktoratu na ten temat, ale mimo początkowej niechęci szybko wciągnąłem się zarówno w Until Dawn, jak i recenzowane dziś The Quarry. Antologii The Dark Pictures nie miałem okazji sprawdzić, ale już teraz wiem, że to zaległości warte nadrobienia.
Rozgrywka w The Quarry zaczyna się z grubej rury. Jedziemy gęstym i ciemnym lasem, za chwilę ktoś wyskakuje nam przed maskę, wypadamy z trasy. Samochód zepsuty, dookoła egipskie ciemności, dziwne odgłosy i jakaś upiorna postać biegająca między drzewami. Już od początku jest gorąco. Chwilę później zaczyna się jednak kolejna scena, trafiamy do ośrodka wypoczynkowego, gdzie toczy się dość spora część fabuły i robi się jeszcze intensywniej... Autorzy jednak szybko przenoszą nas w inną, choć podobną scenerię. Znów jesteśmy w ośrodku, ale poznajemy wszystko od podstaw. Przez pierwsze 2-3 godziny rozgrywki w The Quarry głównie się szwendamy po otoczeniu, zapoznajemy z kolejnymi bohaterami. Delikatnie wieje nudą, bo to jednak młoda ekipa (opiekunowie obozu dla dzieciaków - dzieciaki właśnie pojechały do domu po zakończonym turnusie), żarty i teksty są raczej na poziomie gimnazjalno-licealnym i to w amerykańskim stylu. Czyli głównie gadki o romansach, nieudanych miłościach, podszyte podtekstami seksualnymi. Trochę ciężko to strawić, ale warto, bo dzięki temu poznajemy motywacje bohaterów, ich cechy charakteru - zapoznajemy się z nimi.
Warto tym bardziej, że chwilę później akcja rusza z grubej rury. Okazuje się, że przez pewien zbieg wydarzeń, nasza ekipa pozostaje na miejscu, tzn. w ośrodku wypoczynkowym, do którego przylega niedaleka kopalnia, i mimo wyjazdu podopiecznych nie wraca do domu. To nie podoba się jednak tubylcom (lub też - dziwakom), którzy urządzają sobie polowanie na bohaterów.
Więcej nie chcę zdradzać, co by nie psuć Wam zabawy. Zaskakujące w The Quarry jest jednak to, że gra zaczyna się jako typowy, wręcz sztampowy serial klasy B, albo i nawet C, a już po 2-3 godzinach przeobraża się w rasowy thriller, potem zaś horror. Początek wymaga pewnej dozy cierpliwości, ale Supermassive Games szybko rekompensuje nam to wciągającą fabułą i nieoczywistymi zwrotami akcji. Strasząc i zaskakując lepiej, niż większość tematycznych filmów, jakie miałem okazję zobaczyć na przestrzeni ostatnich lat. A to już duża rekomendacja, by w ten tytuł zagrać.
Przy okazji to pierwsza gra od Brytyjczyków, gdzie trup ściele się naprawdę gęsto. Czasami wynika to z podejmowanych przez nas decyzji, a czasami jest po prostu przypadkowe. Jako że do postaci przywiązujemy się mniej lub bardziej, mimo wszystko czasami taka śmierć wpływa na nasze emocje - tym bardziej, że w niektórych przypadkach protagoniści umierają w naprawdę zaskakujących momentach. Choć w teorii mamy kontrolę nad ekranowymi wydarzeniami, to twórcy regularnie nas zaskakują, dosłownie bawiąc się scenariuszem i losami kolejnych postaci. Pozytywne zakończenia? Nie w tej grze...
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler