W związku z tym nie jest to łatwa i bezstresowa produkcja. O ile rozwiązania zagadek przychodzą na myśl dość szybko, tak wdrożenie w życie pomysłu bywa problematyczne. Warto nadmienić, że jest to jedna z tych pozycji, w które lepiej grać na padzie, gdyż trzeba po prostu wykazać się wielką zręcznością, zwłaszcza w wieloetapowych starciach z bossami (o nich za chwilę). Samo przejście niemal całego tytułu zajmuje nieco ponad 4 godziny, ale jeżeli martwicie, że to bardzo niewiele, to spoko loko, bo by w pełni ukończyć Teslagrad, należy pozbierać zwoje porozrzucane w całym kompleksie.
W związku z tym, po uzyskaniu odpowiednich umiejętności, trzeba powrócić do już wcześniej zaliczonych etapów, poszukać zwojów i się do nich dostać. Do stoczenia ostatecznej walki wymagana jest połowa, z bodajże 36 takich znajdziek. Jest to o tyle utrudnione zadanie, że świat produkcji jest otwarty (jeżeli już posiadacie umiejętności potrzebne do poruszania się po nim), a kolejne elementy poukrywane. Osobiście nie otworzyłem jeszcze ostatnich drzwi – brakuje mi kilku zwojów, a co dopiero mówić o zebraniu wszystkich. Podejrzewam, że wymaksowanie tytułu, beż korzystania z internetowych poradników, zajmie jak nic ze 12 godzin, czyli całkiem sporo.
A teraz nadszedł czas na szefów. W grze nie występują starcia z mniejszymi przeciwnikami. Jak już na kogoś traficie, to zaręczam Wam, że czeka Was epicka potyczka. Za każdym razem. Tytuł umiejętnie dawkuje i naucza nas wykorzystania poszczególnych mocy, co jest bardzo ważne, ponieważ najmniejszy błąd podczas walki z bossem kończy się śmiercią i koniecznością powtarzania walki od nowa. Twórcy wykazali się oldskulowym podejściem do tematu, zmuszając gracza do wielokrotnego mierzenia się z jednym przeciwnikiem, odkrywania jego ataków i uczenia się ich na pamięć. Nie ma lekko i o ile dojście do każdego z kilku szefów trwa jakieś pół godziny, tak sama walka potrafi wymęczyć i przez godzinę. Zanim wszystko ogarniemy, a nasz mózg nauczy się reagować w odpowiednich momentach, mija trochę czasu. Na szczęście to jedna z tych pozycji, w których śmierć nie wkurza, a motywuje do dalszych prób. Takie dwuwymiarowe, platformowe Dark Souls.
Teslagrad właściwie nie ma słabych momentów, ale nie oznacza to, że jest grą idealną. Pomysł z poszukiwaniem zwojów, koniecznych do ukończenia gry, uważam za nieudany. Powód jest bardzo prozaiczny – nie jestem typem osoby, która lubi lizać ściany i cieszy ją backtracking. W związku z tym po pierwszych godzinach do zabawy wkradła się nuda. Rozumiem jednak, ze dla wielu graczy dopiero wtedy zacznie się prawdziwa rozgrywka, niestety ja się do nich nie zaliczam. I jest to jedyny powód, dla którego tytuł nie zgarnie ode mnie wyższej oceny. Jednak nie ma co narzekać, bo sami widzicie, że jest to po prostu genialna produkcja i nie wiem jakim trzeba być ignorantem, by nie dać jej szansy. Jak nie teraz, to w przyszłości, być może na jakiejś promocji (chociaż i bez tego jest to propozycja w pełni warta swojej ceny). Bez dwóch zdań jest to jedno z lepszych dokonań ostatnich lat w gatunku platformówek.
Genialna |
Grafika: Na ekranie wyświetlane są piękne, animowane dzieła. Trochę w tym Braida, trochę starych, europejskich komiksów, a całość stworzona przez geniuszy. |
Świetny |
Dźwięk: Delikatny, subtelny, niesłyszalny - ponoć takie udźwiękowienie jest najlepsze. |
Świetna |
Grywalność: Gdyby nie konieczność lizania ścian i backtracking to byłby mój ideał. |
Świetne |
Pomysł i założenia: "Wykorzystajmy do zabawy magnetyzm - przyciągniemy do siebie graczy jak magnes" - rzekł deweloper i stworzył grę genialną. |
Dobra |
Interakcja i fizyka: Klasyczna gra platformowa, w której środowisko jest nietykalne. |
Słowo na koniec: Teslagrad to, z jednej strony, klasyczna gra platformowo-logiczna, a z drugiej, coś unikalnego, pięknego i po prostu świetnego. Trzeba mieć! |
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler