guy_fawkes @ 21.07.2013, 17:34
Krzysztof "guy_fawkes" Kokoszczyk
Jeśli wierzyć Internetowi, Google posiada drużynę tresowanych małp rozwiązujących problemy trapiące serwisy giganta. Być może za miliony lat porośnięte futrem człekokształtne obejmą władzę nad Ziemią niczym w znanym cyklu filmów, lecz do tej pory muszą jeszcze trochę pocierpieć – ludzkość wysyła je bowiem w daleką przyszłość, by odzyskiwały energię pozostawioną przez wyniszczony gatunek homo sapiens, w międzyczasie wzajemnie się eksterminując.
Jeśli wierzyć Internetowi, Google posiada drużynę tresowanych małp rozwiązujących problemy trapiące serwisy giganta. Być może za miliony lat porośnięte futrem człekokształtne obejmą władzę nad Ziemią niczym w znanym cyklu filmów, lecz do tej pory muszą jeszcze trochę pocierpieć – ludzkość wysyła je bowiem w daleką przyszłość, by odzyskiwały energię pozostawioną przez wyniszczony gatunek homo sapiens, w międzyczasie wzajemnie się eksterminując. Innymi słowy dziś małpujemy w Gun Monkeys, indyku od Size Five Games!
Mówi się, że gry niezależne często dotykają poważniejszej, egzystencjalnej tematyki zadając pytania, które ciężko przepchnąć w hitach AAA zorientowanych na nieskrępowaną akcję. Tym razem jednak trafił się przykład absolutnie oderwany od jakichkolwiek głębszych treści, polegający na radosnej, sieciowej wyżynce. Gun Monkeys pomijając krótki tutorial nie posiada nawet żadnego singla, oferując wyłącznie multiplayerową rozwałkę – przez Internet albo lokalnie, przy jednej maszynie, budząc nostalgię za sprawą możliwości grania we dwójkę na jednej klawiaturze, na co pozwala nieskomplikowana klawiszologia. I w takiej formie smakuje chyba najlepiej, doprowadzając do przepychanek przed monitorem i salw śmiechu, gdy rozkwasi się zwierzątko kolegi. To także najpewniejszy sposób na ustawienie rozgrywki – serwery podzielono na kilka regionów, zaś w każdym z nich znajdują się pokoje, gdzie pojawiają się aktywni gracze. Dzięki temu można dowolnie rzucać wyzwania, o ile… kogoś znajdziecie, bo z tym bywa dość ciężko. Tytuł kosztuje prawie 10 € (w promocji oczko niżej), a to dość wygórowana cena jak za coś tak prostego, w gruncie rzeczy niewiele dającego odbiorcy.
Istota rozgrywki to starcia na małych, dwuwymiarowych, proceduralnie generowanych mapach. Po obu stronach znajdują się reaktory każdego z graczy, do których należy przenosić sześciany energii pojawiające się na planszy. Oczywiście energii ciągle ubywa, więc przegrywa ten, komu się skończy przed przeciwnikiem – a ten proces może zostać przyspieszony, gdyż respawny również generują straty. Trwa zatem nieustanna walka o zasoby, a napięcie podkręcają cyklicznie pojawiające się power-upy, np. zwolnienie czasu, wyrzutnia mini-głowic jądrowych lub też… rozbrojenie przeciwnika. Gameplay pogłębia delikatny grind – w starciach zarabiamy pieniążki konieczne do wykupowania perków, wpływających m.in. na czas działania dopalaczy lub też przyciągających do małp cząstki energii. Nieco taktyki wnosi fakt, że można wybrać tylko kilka aktywnych, ale mimo tego nowi gracze mają przechlapane, gdy trafią na kogoś z wypasionym zestawem atutów.
Jedyny ratunek to większa zręczność (granie na padzie wskazane) – małpy poruszają się dość wolno, za to potrafią oddawać podwójne skoki i wspinać się po ścianach, co pozwala unikać wrażych pocisków. Niestety czasy respawnu są nieco zbyt długie – przeciwnik może wtedy nieźle się obłowić. A gdzie tu humor? Przede wszystkim zawdzięczamy go komentatorowi, spokojnym głosem o brytyjskim akcencie tłumaczącym zarys fabularny, reguły zabawy oraz podsumowującym dorobek uzyskany w meczu. I choć nie jest równie czarujący jak ten z Bastionu, także stara się reagować na poczynania gracza, odnosząc się np. do chęci pominięcia gadki w etapie szkoleniowym. W tym aspekcie trochę przeszkadza brak napisów, aczkolwiek kto by się tym przejmował w tak prostej grze… Całość skąpano w przyzwoitej oprawie – lekka muzyka nie przeszkadza, zaś areny punktują głównie dzięki ziarnistemu filtrowi graficznemu i fizyce odpowiadającej za kapiącą po platformach juchę rannych, kreskówkowych małp, bo plansze same w sobie są nudne, różniąc się w zasadzie tylko kolorem tła. Ma to swój urok (szczególnie urzekł mnie dym), ale nie jest to ani nowa jakość, ani coś absolutnie nieszablonowego.
Gun Monkeys to jedna z tych gier, które można otagować #nikogo. Jeśli ktoś poszukuje zabawy w podobnym stylu, lepiej zainteresować się The Showdown Effect od twórców Magicki, które w dodatku jest o połowę tańsze. W tym przypadku ucieczka z planety małp jest jak najbardziej możliwa. I wskazana.
Dobra |
Grafika: Wygląda sympatycznie, choć design aren szybko się nudzi. Plus za kreskówkowe efekty i krew. |
Dobry |
Dźwięk: Nie odstrasza i nie imponuje. Plus za komentatora, który jednak trochę zbyt rzadko się odzywa. |
Przeciętna |
Grywalność: Gra się miło przez jakieś 15 minut. Potem nie bardzo wiadomo po co. |
Dobre |
Pomysł i założenia: Genetycznie zmodyfikowane małpy wysłane w przyszłość po energię - czego to ludzie nie wymyślą... |
Przeciętna |
Interakcja i fizyka: Fizyka przyjemnie animuje juchę, ale ociężałe ruchy małpiszonów denerwują. |
Słowo na koniec: Gun Monkeys oferuje przyjemną zabawę przez kilka minut, a potem szybko się nudzi. Macie 10 €? To sobie zostawcie. Nie macie? Nic straconego. |
Werdykt - Przeciętna gra!
PodglądBICodeURLIMGCytatSpoiler